Służba bliźnim, służenie bliźnim, służenie innym. W przeciwieństwie do służby sobie. W angielskim „service to others” (STO) w odróżnieniu od „service to self” (STS). To dość ważne. Może to nawet najważniejsze. Może nic naprawdę ważniejszego nie ma. Wybór między niebem a piekłem.
Nie wiem kto pierwszy na to wpadł. Ja nauczyłem się tych pojęć od Laury, przy okazji zaznajamiania się z channelingiem.
Ale jest to i u Gurdżijewa, i u Castanedy (tak myślę), znajduję to także u mojego ulubionego W. W. Dyera – czytam aktualnie (tzn. podczytuję) „The power of intention”.
A jak to się ma do notek? Otóż notki to pisanie. Piszę przecież nie tylko dla siebie (by stać się sławnym, co mało prawdopodobne), piszę także dla bliźnich. Piszę dla Czytelnika. Także z tego powodu, że nie uśmiecha mi się iść do piekła.
Ale, przychodzi mi do głowy, można służyć innym na dwa sposoby
-
ułatwiając im życie
-
utrudniając im życie
Ułatwiam życie, gdy bawię. Gdy piszę o moich własnych słabościach, tak by się nie martwili swoimi. Słabości są ludzkie.
Utrudniam życie gdy piszę o aspiracjach, o per aspera ad astram, o konieczności samodyscypliny, poznania siebie, służenia innym. Utrudniam, ale też służę.
Każdy z nas, są chwile, gdy potrzebuje bata i są chwile gdy potrzebuje marchewki.
W komentarzu pod poprzednią notką Newdem zdawał się krytykować moje podwójne standardy. Ale podwójne standardy, właściwie rozmiane, są potrzebne. Tak jak dzień i noc. Tak jak grzech jest potrzebny po to, by naprawdę rozumieć co to jest "nie grzeszyć", i by nie grzeszyć.
Komentarze