Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
552
BLOG

Historia jakich wiele - dramat psychologiczny

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 66

 

Historia jakich wiele
 
W jednym z komentarzy do wczorajszej notki przeczytałem: „Ty Arku jesteś nie tylko poetą i nie tylko matematykiem… Jesteś artystą i niezłym dramaturgiem (!) także.” Hm.... dramaturgiem? Czy aby na pewno? Nie będę tego wiedzieć póki nie sprawdzę, a sprawdzać staram się wszystko. Przedstawiam więc niniejszym próbkę dramatu psychologicznego.
 
Rzecz dotyczy życia profesorów, ale nie tylko. Dotyczyć bowiem może, w ten czy inny sposób, każdego z nas lub z nam bliskich. Doniesiono mi, nie tak znów dawno, o ciekawej, parabolicznej historii. Historia ta może, jak mi się wydaje, być pouczająca. Dlatego też, z okazji weekendu, dla odmiany, a także dla zastanowienia się, ją tu niniejszym przedstawiam. Nazwy, nazwiska, nie są istotne, interesujące jest, jak sądzę, samo zjawisko.
 
Występują:
 
Profesor X – Św. Pamięci.
Profesor Y – aktualny profesor w placówce
Profesor Z – były profesor w tejże placówce
C – córka Z-ta, w wieku dojrzałym
W – matka C, była żona Z-ta
Dyrekcja placówki
 
Otóż w pewnym mieście, w pewnej uczelni, postanowiono zorganizować sympozjum ku czci pewnego znakomitego profesora X, wieloletniego dyrektora placówki, członka akademii itd. itp. Profesor odszedł z tego świata nie tak znów dawno i pamięć o nim jest wciąż jeszcze żywa. Profesor Y zwrócił się do dyrekcji placówki z propozycją by na sympozjum zaproszono profesora Z, jako, że Z był wychowankiem naukowym X-a, laureatem wielu nagród państwowych i nie tylko, wieloletnim zastępcą dyrektora X, prawą ręką X-a, bliskim znajomym, ba, nawet w jakimś stopniu przyjacielem. Dyrekcja na zaproszenie Z-ta na sympozjum zgody nie wyraziła. Nie wyraziła podając dwa powody. Powód pierwszy był ten, że Z lubił się był „awanturować”, no, był „niesforny”, i przysporzył sobie tym wrogów. Powód drugi był taki, że córka C profesora Z pisze do dyrekcji listy nie bardzo składne i gdyby tak zjawiła się na sympozjum, mogłaby wybuchnąć jakaś awantura zakłócająca przewidywany porządek.
 
Powody ludzkie i zrozumiałe, nieprawdaż? Przecież nie samą matematyką żyjemy. I na tym można by poprzestać, nie warto by nawet wspominać. A jednak.
 
Ilu z nas osobiście i ile przedsięwzięć pada ofiarą działań osób aktywnych i nie całkiem odpowiedzialnych? Ilu z nas daje się zastraszyć, ulec, dla świętego spokoju, argumentom irracjonalnym lub wręcz fałszywym? Nie mamy czasu ani głowy by sprawdzać donosy, treść listów oszczerczych, prawdziwość plotek.
 
A ja lubię wszystko sprawdzać, rzecz mnie zainteresowała, więc sprawdzać, z dziennikarskiego obowiązku, choć dziennikarzem nie jestem, zacząłem. Prowadzę dość żywą korespondencję, mam wielu znajomych, więc nie było to aż tak trudne. Córka C jest faktycznie aktywna. Pisuje do wielu kolegów po fachu Z-ta. Naukowców, dyrektorów, rektorów, kolegów lub potencjalnych kolegów Z-ta na całym świecie. Z jest w ich oczach spalony. Mając taką córkę - kto chciałby jeszcze go gdzieś zaprosić?
 
Weźmy jednak sprawę nieco pod lupę, jak i ja ją wziąłem. Skąd biorą się problemy córki Z-ta? Nie można tego dostrzec gdy nie weźmie się pod uwagę pewnej ukrytej a nieustannie działającej siły – ciemnej materii. Tą Ciemną Materią jest była żona Z-ta, opatrzymy ją literą W. Otóż pani W chciałaby swoją córkę ubezwłasnowolnić i siłą zamknąć w instytucji psychicznej. Próbowała zaangażować do poszukiwań córki policję. Jakoś jej się to nie udało, udało się jej jednak odebrać C jej mieszkanie i zmusić do mieszkania na bruku. Profesor Z zaś uważa, że odebranie komuś siłą kluczy do własnego mieszkania, nawet pod pozorem nieudolności ekonomicznej, jest błędem, ba, wykroczeniem, podobnie jak błędem jest zamykanie kogoś w psychiatryczce na przymusowe leczenie, gdy dana osoba po prostu jest nie całkiem przystosowana do życia. Tyle się dowiedziałem z mojego dochodzenia do źródeł. Nie wiem jak Wy, ale przyznam się, że osobiście skłaniam się tu do opinii Z-ta.
 
Teraz, znając trochę szczegółów, popatrzmy teraz na tą rzecz z lotu ptaka, jako na zjawisko.
 
Z jednej strony mamy działające w ukryciu skomplikowane procesy natury emocjonalno-rodzinno-gospodarczo-psychicznej (we wszystkim tym wszakże pojawia się motyw pieniądza), z drugiej strony mamy widoczne efekty tych procesów. W naszym przypadku takim widocznym efektem jest odmowa zaproszenia Z-ta na sympozjum, z jawną szkodą dla naukowej, merytorycznej i historycznej wartości tego przedsięwzięcia. Efektów podobnych jest zapewne więcej, ten jeden jest wszakże jawnie widoczny i to on skłonił mnie do napisania o zjawisku.
 
A zjawisko, jak ja to widzę, polega na tym: w naszym świecie, w naszym bliskim i dalekim otoczeniu, żyje wiele ludzi emocjonalnie niestabilnych, nieprzystosowanych do życia, czasami o poziomie emocjonalnym kilkuletnich dzieci - „Mamo, on mnie uderzył....”. Nasze społeczeństwo nie uznaje, że ludzie tacy powinni być traktowani specyficznie, otoczeni opieką, troską, wspomagani. Nie ma takich instytucji społecznych, nie ma zrozumienia. Jedyną odpowiedzią społeczeństwa na tego typu zjawisko jest farmaceutyczne leczenia lub zakład zamknięty. Funkcjonariusze publiczni nieuświadomieniu o istnieniu i charakterze zjawiska najpierw traktują takich ludzi „poważnie”, bo jak inaczej, po krótkim jednak oddziaływaniu decydują się jednak na to, by problemu się po prostu pozbyć, najmniejszym wysiłkiem.
 
W rozważanym przypadku rozwiązanie byłoby proste: wywrzeć nacisk na W by ta zwróciła C należące do niej mieszkanie (dowiedziałem się, że jest to duże mieszkanie) i przestała się wtrącać w jej życie prywatne. C mogłaby stanąć na własnych nogach (ma ukończone wyższe studia i dyplom w dziedzinie, w której może z powodzeniem pracować w domu i nieźle zarabiać, ma praktykę w takiej działalności), przestać się błąkać po znajomych i nieznajomych, wziąć odpowiedzialność za własne życie i żyć tak, jak to sobie widzi, byle zgodnie z prawem. Nawet dyrekcja placówki o której mowa na początku mogłaby to zrobić, bez wielkiego wysiłku, wystarczyłaby tu pomoc prawna. Ale to wymagałoby działania, wymagałoby pomyślenia, wymagałoby serca, a władze placówek nie są do tego powoływane by miały serce. Są powoływane do tego, by zabezpieczyć jak najwięcej pieniędzy na pensje i na badania wyborcom lub pracownikom tych placówek. Dyrekcje wolą sfałszować historię niż ruszyć tyłkiem i zrobić coś wymagającego cywilnej odwagi i elementarnego szacunku dla prawdy.

 

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura