Zrobiło się słonecznie i jakoś cieplej. Pojawiły się pierwsze fiołki:
W dali nieostra Cherie – rozmyśla o filozofii. Opowiadam im o spinie, o tym jak jest ważny, że jest to coś czego brakowało Alanowi Edgarowi Poe gdy pisał Eurekę. Podczas gdy Laddie uważnie słucha, Cherie ma swoje własne idee na ten temat:
Wieść o przedwiośniu dotarła również do miasta parabol. W tajemnych kręgach dyskutują o nieskończoności, o celu istnienia, pochodzeniu, początku wszystkiego, czy Poe miał rację pisząc o nieuniknionym końcu i powrocie do Jedni.
Pewna frakcja parabol wysunęła teorię, że ich nieskończoność, z której niektóre są tak dumne jest tylko złudzeniem, kwestią perspektywy. Że tak naprawdę każda z nich jest idealnym okręgiem – tyle, że z ukosa widzianym. Że wszystkie mają wspólny początek i duszę, że ta dusza jest okrągła. Potajemnie pokazują sobie tą animację:
Mówi się, że tak naprawdę każda z nich jest narzędziem w ręku Stwórcy, powstała w pewnym CELU, że dojście do tego pierwotnego celu jest MOŻLIWE.
Do dzieła zabrały się parabole matematyczki. Do czego dojdą? Matka parabola martwi się o ich życie, by nie skończyły tak jak Poe. Ale matki takie już są, zawsze się martwią. Potrzebnie i niepotrzebnie.
Komentarze