Niedziela zeszła nam na usuwanie skutków niedawnego huraganu. Drzew do cięcią jest wciąż jeszcze sporu, usuwanie szkód i ich śladów potrwa tygodnie. Praca szła żwawo. Pracowaliśmy fizycznie i pracowaliśmy nad sobą. Maurice Nicoll tak pisze:
„Gdy pracujemy nad sobą i zauważamy w sobie falowanie, gdy zauważamy, że raz myślimu i czujemy to, raz coś wręcz przeciwnego, gdy nie identyfikujemy się z żadną z tych stron, na ile to mozliwe na naszym aktualnym etapie, pojawia się wtedy w Pracy coś, co nazywamy „wewnetrzną ciszą”. Różne „ja”, pojawiające się raz to raz tamto, chcą mówić to to to tamto, w miarę jak dotyka ich światło świadomości i budzi na chwilę do życia. Do pewnego stopnia możemy pozwolić im, by przemówiły, ale tylko pod warunkiem, że czujemy wyraźnie iż żadne z nich nie ma racji. Oznacza to nie przyjmowanie żadnej ze stron, zatem pozostawanie w ciszy. Jest to niemożliwe, gdy identyfikujemy się z każdym z „ja”. Możemy pozwolić na to, by rózne strony przemawiały, to z tej strony, to z innej, ale po prostu to obserwujemy i pozostajemy cisi.”
“Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię” (Mt 5, 5)”,
A oto dwie fotki z wczorajszej pracy.
Gęsi się temu przyglądały, bynajmniej nie w ciszy:
Komentarze