Pod choinkę, w prezencie, dostałem (domniemywam, że od mojej żony, bo dzieci sprawiły mi zestaw do puszczania baniek mydlanych różnych kształtów, mogę więc kreować dowoli bąbelkowe wszechświaty) „Creative ZEN” (8 GB) - ot, taka współczesna zabawka do słuchania plików mp3, przeglądania obrazków itp. Nie bardzo wiedziałem co z tym robić. Słuchać ulubionej muzyki przed snem?
Wczoraj odkryłem jednak, że istnieje coś takiego jak „audio books”, zatem wrzuciłem jedną, która się napatoczyła: wywiad Anthony Robbinsa Z Waynem Dyerem. Obydwu czytywałem, nawet z zapamietaniem, więc ciekaw byłem co mają do powiedzenia. No i było ciekawie. Tak, że dziś rano powziąłem decyzję: zwolnię tempo w jakim pracuję. Pogłębię miast przeć do przodu.
Ten cały Dyer urodził się w r. 1940, w rodzinie biednej, za ojca miał pijaka i złodzieja, dzieciństwo nie do pozazdroszczenia, a jednak wyrósł na przyzwoitego i twórczego człowieka. Pisze swe książki wciąż na zwykłej maszynie do pisania.
Przez przypadek poznał Deepaka Choprę no się zaprzyjaźnili. A Chopra to kiedyś nauki pobierał od Maharishiego, tego od „Medytacji Transcendentalnej”. Dyer codziennie przebiega osiem mil i gra w tenis.
Pomyślałem, że sam zaniedbałem od paru miesięcy wszelkie ćwicznia fizyczne – bo „nie mam na to czasu”. A to się w końcu przecież na zdrowiu odbije. Dlatego postanowiłem zwolnić. Zrobię porządek na biurku i zrobię porządek w swojej głowie.
Dyer też „medytuje”. Ja jakoś medytować nie potrafię, wolę myśleć i pisać co mi przyjdzie do głowy. Nie wiem nawet , nie potrafię sobie wyobrazić, na czym medytowanie miałoby polegać. Opróżnić głowę z myśli? Ćwiczyć Zen? Przecież tego się nie da! Przyroda boi sie próżni, nieprawdaż?