Czy powinniśmy się trzymać danych obietnic? Skąd się w nas bierze to zakorzenione przekonanie, że tak w istocie być powinno? Jest w każdym razie taki „program” działający we mnie. A w Was? Czy bierze się z „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”? Jeśli tak, to czy zawsze jest dla nas niemiłe, gdy ktoś nie dotrzymuje obietnicy? A może bierze się to stąd, że nie lubimy niespodzianek? Że chcemy wiedzieć co nas czeka? Jesteśmy zawiedzeni, gdy musimy zmieniać nasz plany, nasze osądy
Tak czy siak: wczoraj, w komentarzu do poprzedniego wpisu, napisałem, że zmieniłem swój plan i że opiszę „najlepiej zbadany przypadek amerykański stukającego ducha”, że będę w to uwikłane trzy kolejne litery R. Dziś zmieniłem ten zamiar. Nie będę opisywał tego przypadku. Wczoraj jeszcze byłem na stronie 187 książki Williama Rolla i Valerie Storey „Unleashed. Of Poltergeists and Murder. The Curious Story of Tina Resch” . Dziś tą książkę skończyłem czytać i postanowiłem raz jeszcze zmienić swój plan. Nie będę o tym przypadku pisał. Trzy litery R to Resch (bohaterka książki), Roll (profesor Uniwersytetu Duke badający ten przypadek, który badał Tinę i przeprowadzał z nią eksperymenty) i Randi (który poświęcił sporo czasu i energii by ten przypadek obśmiać).
Nie będę o tym przypadki pisał, bo książka zbyt mnie wzburzyła i trudno by mi pisać z pełnym obiektywizmem w takim stanie ducha. Dlaczego mnie wzburzyła? Zbyt wiele ludzkiej nieprawości widać ze stron tej książki. Kto chce, może zajrzeć do krótkiej notki w angielskiej Wikipedii, notki dotyczącej tego przypadku. Bohaterka, Tina Resch była przybranym dzieckiem i doświadczyła w swym dzieciństwie wszystkiego (bicia, wszelkich możliwych zakazów, zamykania na klucz, pojenia na siłę Ritaliną etc) z wyjątkiem miłości. Historia z jej własnościami poruszania przedmiotów na odległość była przez długi czas na pierwszych stronach gazet. W domu w którym straszyło odbywały się konferencje prasowe. Skończyło się skazaniem jej na dożywocie plus 20 lat za morderstwo własnego dziecka, choć była nieobecna w domu, gdy dziecko zostało zakatowane (było w tym czasie pod opieką jej męża a autopsja wykazała przemoc seksualną).
Obraz człowieka, i nie chodzi mi tu o bohaterkę, który mi się objawił po lekturze tej książki jest zbyt przygnębiający bym mógł o tym pisać. Może z biegiem czasu to się uleży.
Poniżej przedstawiam tylko jedną fotografię z tej książki, fotografię, która swego czasu obiegła agencje prasowe: latający telefon w czasie, gdy Tina była obserwowana przez kilka osób. Randi ma na ten temat do powiedzenia mniej więcej tyle: popatrzcie na sznur od telefonu, przeczy prawom fizyki, więc fotografii nie należy ufać, tym bardziej świadkom.
W czasie gdy nadzorujacy przypadek Tiny Lee Arnold patrzył, telefon uderzył w sofę. "Tina była zwrócona ku mnie i widziałem jej ręce", mówił Arnold. "Wstrząsnęło mną to, gdyż nie mogłem wyjaśnić sobie tego, co się działo."
"Tina siedziała na jednym ramieniu fotela koło telefonu", mówi fotograf Fred Shannon. "Byłem w okolicach kuchni patrząc na nią, kiedy zobaczyłem jak sofa przesuwa się około 30 cm w jej kierunku. Widziałem to na własne oczy." [Sofa miała drewniane nóżki, nie była na rolkach]
Ślady cząstek elementarnych w komorze pechęrzykowej. Gdyby nie kontekst możnaby powiedzieć: po prostu ktoś coś bez wielkiego sensu bazgrał.
Klasyczna pozycja z zakresu "uwalnianie ducha". W. J. Baldwin, "Spirit Releasment Therapy".