Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
518
BLOG

Ars magica

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 110

Jako wprowadzenie do dalszego ciągu wywiadu z Andreasem Reschem przytoczę dwa przypadki z bezpośredniego kręgu zainteresowań ojca Rescha. Przypadki te będą dotyczyć jednej tylko z wielu dziedzin „nieznanego”. Czytelnik zechce zinterpretować je wedle swojej woli: jako żart, jako oszustwo, jako działanie sił nieczystych lub też jako ..... możliwości jest nieskończenie wiele. Dla zdrowia psychicznego zalecam najprostsze rozwiązanie: rzecz zignorować lub wyśmiać, wedle uznania.

Przypadek pierwszy zaczerpnięty jest książki „Od magii do psychotroniki – ars magica”. Autorami są Lech E. Stefański i Michał Komar. Ten przypadek dotyczy zdarzeń na gruncie rodzimym, konkretnie w Sosnowcu. Przypadek drugi, który przedstawię w kolejnym wpisie, uważany przez specjalistów od tych zagadnień za bodaj jeden z najlepiej udokumentowanych w całej historii, będzie pochodził ze źródeł niemieckich.


Przypadek polski przedstawię cytując po prostu fragmenty z w.w. książki. Przypadek niemiecki przedstawię następnym razem, opierając się na kilku różnych źródłach. Obydwa dotyczą zjawiska znanego pod nazwą „Poltergeist”, co tłumaczy się na polski jako „duch stukający”, lepiej by było jednak „duch stukający i ciskający”. Ciskanie wydaje się bowiem być szczególnie ulubionym zajęciem „duchów” z tego gatunku. Uprzedzając opis, gdybym jako fizyk miał postawić krótką diagnozę, byłaby ona taka: „lokalne naruszenie akceptowanych dziś powszechnie praw grawitacji”. Nie wykluczam tego, że np. w Rosji działalność tego typu może nie być dziś patentem duchów, że specnaz przejął ten patent i może to być dziś chleb powszedni w jego szkoleniu.


Poniższe fragmenty pochodzą z rozdziału 11, Mediumizm i “metalgniotki” wyżej wymienionej książki Komara i Stefańskiego.


Reportaż z Sochaczewa, gdzie duchy harcują (1984)

Tym razem stukające duchy upodobały sobie mały, bardziej niż skromny, domek na przedmieściu Sochaczewa. My, to znaczy dr Roman Bugaj i ja, zastaliśmy już na miejscu tłumy gapiów, ciekawskich, zabobonnych i podejrzliwych, czasem nawet agresywnych, osoby niezrównoważone psychicznie, aroganckie spirytystki podające się za “wysłanniczki innego świata".

Przepraszam, przepraszam – mówi gospodyni domu, pani Hanna Sokół – na żadne tam pytania ja już więcej nie odpowiem, a jak pan porucznik zdecyduje to proszę, niech sobie panowie fotografują.

Pan porucznik Leszek Franaszek, przedstawiciel miejscowej milicji, w najbliższej szkole jest przewodniczącym Koła Rodzicielskiego. W okolicy cieszy się sympatią! zaufaniem. Tutaj pełni obowiązki służbowe, a jednocześnie – z czysto ludzkiej życzliwości – usiłuje pomóc rodzinie, która przez “duchy" znalazła się w doprawdy niemiłej sytuacji.

.....

Trzeba tu dodać, że to, co dzieje się w Sochaczewie, należy do klasy zjawisk bardzo dobrze znanych badaczom, wielokrotnie opisywanych, a w języku niemieckim określanych jako Spukphaenomene lub żartobliwie Poltergeist (“duch stukający"). Jak się przeważnie okazuje, mimowolnym sprawcą zjawiska bywa dziewczynka lub chłopiec w okresie dojrzewania. Zachwiana w tym czasie równowaga energetyczna organizmu staje się przyczyną wyzwolenia sił, które moskiewski fizyk dr Aleksander Dubrow nazywa biograwitacyjnymi (są to te same siły, które powodują rozrywanie się nici chromosomów podczas podziału jądra komórkowego).

Działaniem sił biograwitacyjnych na otoczenie dojrzewającego osobnika nie steruje jego świadomość – są to działania bezwiedne, podświadome. Często sprawca jest równocześnie ich ofiarą, jak to bywało np. u Joasi Gajewskiej z Sosnowca, którą wielokrotnie kaleczyło szkło rozbijane przez psotnego “chochlika".

...

We wtorek w nawiedzonym przez duchy domu zjawili się – ksiądz i radiesteta z Warszawy, pan Andrzej T. Radiesteta stwierdził, że domek stoi na zdrowym terenie. Przedstawiciel duchowieństwa modlił się o wieczny odpoczynek dla zmarłego ojca rodziny, bezskutecznie, jak się wkrótce okazało, bo zjawiska nie ustały.

.... 

Obserwacje i doświadczenia

Mieszkanie państwa Sokołów odwiedzaliśmy ośmiokrotnie od stycznia do czerwca 1984 roku. Niekiedy towarzyszyła nam pani mgr Maria Błaszczyszyn, czasem także por. Leszek Franaszek.

A oto obserwacje i doświadczenia wówczas poczynione w relacji doktora Bugaja:

1. Podczas przechodzenia Joasi przez kuchnię uniósł się do góry i “podążał" za nią but leżący początkowo w rogu pomieszczenia.

2. Stwierdziłem unoszenie się i lot w powietrzu nie dotkniętego przez nikogo garnka blaszanego. Samego garnka w locie nie widziałem, gdyż jego lot był zbyt szybki. Lecący garnek uderzył w ścianę kuchni, a następnie spadł na podłogę.

3. Leżąca szufelka metalowa do węgla nagle uniosła się w powietrze, przeleciała kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą i upadła z hałasem koło kuchni.

4. Nie dotykany przez nikogo talerz porcelanowy (średniej wielkości), znajdujący się na stole, uniósł się nagle w powietrze, przeleciał niezwykle szybko pod sufitem kuchni i z trzaskiem rozbił się na przeciwległej ścianie.

5. Moja czapka futrzana, którą położyłem w pokoju na otomanie, również poderwała się nagle do góry, przeleciała bardzo szybko w powietrzu przez otwarte drzwi do kuchni, gdzie właśnie przebywałem, i uderzyła mnie w twarz. Pomimo że uderzenie było gwałtowne, nie odczułem bólu z uwagi na rodzaj materiału czapki.

6. Po położeniu czapki na poprzednie miejsce zjawisko to powtórzyło się, tym razem jednak czapka przeleciała nisko nad podłogą, uderzyła mnie w kolano i upadła w kuchni koło kredensu.

7. Następny fenomen był bardzo dziwny, kryjący w sobie zagrożenie. Gospodyni poczęstowała nas gorącą herbatą i postawiła trzy szklanki na stole w pokoju. Przebywałem wówczas w kuchni, Joasia siedziała na krześle ok. l m od stołu. Nagle jedna ze szklanek, pozostająca przez cały czas w polu mojego widzenia (drzwi z pokoju do kuchni są zawsze otwarte), poderwała się do góry, przeleciała niezwykle szybko koło mojej głowy, wylewając prawie całą gorącą herbatę na moje ubranie, część zaś na pobliską ścianę, a następnie rozbiła się z trzaskiem o kredens kuchenny. Pragnę podkreślić, że ani jedna kropla herbaty nie oblała mi twarzy, a także to, że na jasnym ubraniu, po wyschnięciu herbaty, nie powstała żadna plama.

8. Jakaś nieznana siła ściągnęła siedzącej na krześle Joasi pantofle z nóg i odrzuciła je daleko w przeciwległą część pokoju.

9. Joasia siedząca koło stołu na krześle została niespodziewanie z niego zrzucona i częściowo wciągnięta pod stół. W ostatniej chwili zdołała zatrzymać się, chwytając się za jego blat.

10. Po wejściu Joasi do pokoju znajdującego się na pierwszym piętrze, gdzie mieliśmy przez pewien czas przebywać, z podwórza wpadły za nią przez niedomknięte drzwi dwa kamienie. Na podwórzu nie dostrzegliśmy nikogo, kto mógłby je wrzucić; wyjrzeliśmy przez okno natychmiast po upadku kamieni. Zastanawiająca była celność, z jaką przedmioty te przedostawały się przez wąską szczelinę.

11. Wykonany przez mgr. Stefańskiego papierowy “rotorek Trommelina" przeznaczony do doświadczeń i postawiony na stoliku koło telewizora znikł bez śladu i tego wieczoru nie mogliśmy go już nigdzie odnaleźć.

12. Kostka Rubika wykonana z plastyku poszybowała nagle w powietrze, przeleciała zygzakowatym ruchem pod sufitem i uderzyła mgr. Stefańskiego w plecy. Uderzenie to nie było zbyt silne.

13. Jeden z moich kluczy od mieszkania, trzymany przeze mnie w kieszeni, mianowicie od zamka yale, został wygięty pod kątem ok. 90 stopni. Stwierdziłem to po przyjeździe z Sochaczewa do Warszawy.

Opisane fenomeny, z wyjątkiem ostatniego, widziały oprócz mnie wszystkie wymienione osoby. Manifestacje telekinetyczne zachodziły w pełnym świetle dziennym albo przy silnym oświetleniu elektrycznym, jedynie zjawiska wymienione w punktach 8 i 9 wydarzyły się w ciemności.

Lot przedmiotów unoszących się był zazwyczaj tak szybki, że nie mogliśmy ich dostrzec bezpośrednio, stwierdziliśmy jedynie przemieszczenie się lub uderzenie w ścianę względnie mebel i upadek na podłogę. Przelotowi towarzyszył świst albo szelest o charakterystycznym dźwięku. Siła działająca w tych manifestacjach sprawiała wrażenie inteligentnej, ale złośliwej. Świadczy o tym m.in. oblanie mnie gorącą herbatą i wygięcie posiadanego przeze mnie klucza od mieszkania. Nigdy nie było dokładnie wiadomo, gdzie i w jakim kierunku będzie ona działać. Znamienne jest, że żaden z lecących przedmiotów nigdy nie trafił w szyby okien! Dodam na marginesie, że w okresie natężenia opisywanych zjawisk niektórzy domownicy znajdujący się w mieszkaniu wkładali na głowy kaski motocyklowe. Nie było to pozbawione słuszności, gdyż ciotka dziewczynki została uderzona w głowę doniczką z kwiatem, która z parapetu okna poszybowała niespodziewanie w jej kierunku. Osobiście oglądałem ranę na jej głowie – było to lekkie rozcięcie naskórka.

....

Myślę, że to wystarczy by zaprezentować naturę tego zjawiska. Nie wydaje mi się by użycie terminu „biograwitacja” cokolwiek wyjaśniało. Przypadek rodem z Niemiec będzie, jak zobaczymy następnym razem, bardziej skomplikowany. Zaburzenia będą bowiem dotyczyć nie tylko pola grawitacyjnego ale i tego co dziś nazywamy „polem elektromagnetycznym”.

P.S. By mieszkańcy Wrocławia nie poczuli się gorsi niż mieszkańcy Sochaczewa, polecam też artykuł Lecha Stefańskiego BASIA I "DUCHY" – dotępny w sieci tutaj.

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura