Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
398
BLOG

Podróży do poczatku czasu - Epilog

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 25

Wyjściowym impulsem do mojego cyklu poświęconego jednemu tylko aspektowi działalności naukowej ks. prof. Michała Hellera była nagroda Templetona. Moim celem była popularyzacja wybranego działu matematyki i fizyki oraz ukazanie szerszej publiczności jak może funkcjonować nie skrępowana wzajemnymi zależnościami i usłużnościami krytyka naukowa. Nie było zatem moim celem wyłowienie i przedstawienie wszystkich nieporozumień, zarówno natury matematycznej i fizycznej jak i filozoficznej, które znalazłem. Zrobiłem to wybiórczo, bowiem starałem się jednocześnie wyjasniać, w miarę możności na prostych przykładach, istotę koncepcji matematycznych, skądinąd bardzo głębokich.

Z cytatów wziętych z późniejszych prac grupy Hellera wynika, że pierwotna koncepcja „czasu niezależnego od stanu” nie wypaliła. Niestety fakt ten nie został dostatecznie upubliczniony i filozofowie i teologowie nie zostali dotąd o tym poinformowani. Może jeszcze zostaną, nie wiem. Koncepcja nie wypaliła z kilku względów. Jak to sie mówi:


Cesarz Francuzów odwiedził kiedyś pewne miasteczko. Zaskoczony, że nie przywitały go salwy armatnie, zapytał mera: - Dlaczego nie strzelacie z armat na moją cześć? - Powodów jest wiele, Sire. Po pierwsze - nie mamy armat. Po drugie... - Dalej nie słucham, to pierwsze wystarczy - odrzekł poirytowany Napoleon.


Czy jednak oznacza to, że całe to podejście poprzez rupoidy i nieprzemienną geometrie nie ma sensu? Bynajmniej. Pozostaje wiele problemów wciąż otwartych, z rozwiązania których moglibyśmy się czegoś nowego nauczyć. Nie są to jednak problemy łatwe do rozwiązania. Grupa Hellera pozostawała dotąd na poziomie, jak to się fachowo nazywa „pierwszego kwantowania” t.j. mechaniki kwantowej, a nie doszła dotąd do tego, co nazywamy „drugim kwantowaniem” lub „kwantową teorią pola”. Kiedyś, przy okazji dyskusji o „pamięci wody” cytowałem fragment książki fizyka wysokich energii Giuliano Preparaty. W zakończeniu pisał on m.in.


„„Rozważania końcowe

Jak to wyjaśniłem we Wstępie, motywacja tego Eseju ma być głównie filozoficzna: wezwanie do i udział w świetnej tradycji realizmu, której to tradycji zawdzięczamy niewiarygodny wzrost współczesnej Nauki. Pokazałem, że aby zapewnić realistyczne podejście do fizyki kwantowej trzeba odrzucić myśl, że QM [mechanika kwantowa] jest kompletną, samouzgodnioną teorią świata kwantowego, która to idea nie zostawia nam innego wyboru poza podpisaniem się pod konwencjonalizmem interpretacji kopenhaskiej. I w ostatnim rozdziale wykazałem, że QM jest ścisłą konsekwencją odpowiedniej QFT [Kwantowej Teorii Pola] w granicy "nieskończonego rozcieńczenia" gdzie świat jest zaludniony jedynie przez małą, skończoną liczbę kwantów.”


Prawdziwa nietrywialna fizyka zaczyna się gdy porzucimy „nieskończone rozcieńczenie” i zajmiemy się kwantowym polem a nie kwantowym nie-wiadomo-czym, jak to często robią ludzie parający się zmatematyzowaną wersją „geometrii nieprzemiennej”. Można się bawić modelami matematycznymi, jednak wyciąganie z takiej zabawy wniosków filozoficznych, gdy nie można z tych modeli wyciągnąć wniosków natury fizycznej, jest przedsięwzięciem ryzykownym.

Przejście do kwantowej teorii pola, z zachowaniem rygoru matematycznego, jest niezwykle trudne. Prawdę mówiąc nikomu się dotąd nie udało przezwyciężyć pojawiających się trudności wynikających, jak się wydaje, z rozdźwięku, na poziomie podstawowym, pomiędzy teorią względności Einsteina i teorią kwantową Bohra, Heisenberga, Schrodingera i innych. Jest to więc pole czekające na śmiałków. Przejście na ten poziom oznacza przejście do o wiele trudniejszej matematyki. Pojawiają się nowe, egzotyczne rodzaje algebr, o nowych, egzotycznych własnościach. Być może idąc tą drogą grupa Hellera mogła by odkryć coś istotnie nowego, nawet w zakresie „czasu niezależnego od stanu”. Aby jednak odnieść sukces, należałoby się wyzbyć kompletnie wszelkich pre-koncepcji natury filozoficznej czy teologicznej. Kiedy zaczyna nam się wydawać, że wiemy jak Bóg pomyślał świat, i zaczynamy szukać potwierdzenia naszych przekonań, miast szukać Prawdy, popełniamy, jak sądzę, nietakt w stosunku do tegoż Boga.

Czas niezależny od stanu”, który może się pojawić w modelach kwantowej teorii pola, może bowiem nie mieć nic wspólnego z „czasem” ani z niczym innym co dotąd znamy.

Druga możliwa ścieżka, wejście na którą również wymaga otwartego umysłu, to zbadanie konsekwencji natury matematycznej i fizycznej faktu, że w teoriach algebraicznych „stanów cieplnych” pojawia się „drugi, dualny Wszechświat”. Następuje całkowite przewartościowanie pojęcia „energii”. Konsekwencją fizyczną mogłoby być np. nowe, wręcz niewyobrażalne źródło energii, możliwość „czerpania z próżni”, bowiem pod niektórymi względami ten dualny Wszechświat zachowuje się tak, jak Wszechświat z antymaterii. Paul Dirac opisywał obrazowo antymaterię jako „dziury”, które nasza materia może zapełniać wyzwalając energię.

Watykan jednakże, przypuszczalnie, nie jest i nie będzie nigdy zainteresowany popieraniem takiego kierunku badań.

Trzecia, ledwie napoczęta i niewyeksploatowana działka jest związana z pojęciem „centrum” algebry. Nie zajmowałem się tym w ogóle w moim cyklu, nie wprowadziłem tego pojęcia, nie podałem przykładów. Nasza algebra macierzy dwa na dwa miała centrum „trywialne”. Bez trudu można by było to zmienić wciąż pozostając na poziomie elementarnym. Centrum algebry to „nasz świat”, gdzie wszystko się zdarza albo i się nie zdarza, w przeciwieństwie do kwantowego rozmycia, nieoznaczoności i „interferencji alternatyw” z poziomu kwantowego. Michał Heller tu i ówdzie wspominał o tym, że centrum może być ważne, że „czas niezależny od stanu” może „płynąć w centrum”, że centrum może grać rolę w procesie pomiaru. Nigdy jednak nie powiązał dynamicznie tego co się dzieje w centrum z tym co się dzieje na poziomie nieprzemiennym. Jego teorie nie dotyczą indywidualnych obiektów kwantowych i nie modelują zdarzeń.

Uwaga: Gdybym zajął się recenzją jednej tylko pracy Michała Hellera mającej w tytule „redukcję wektora stanu”, recenzja, delikatnie mówiąc, nie byłaby entuzjastyczna. Widzę bowiem wyraźnie powierzchowną jedynie znajomość problemów i literatury dotyczącej tego tego zagadnienia.

 

Powiązanie takie zresztą jest niemożliwe kiedy ograniczymy się do dynamiki liniowej, jak to się zwykle robi używając formalizmu algebr operatorowych. Prawdziwie ciekawe i ważne rzeczy mogą się zacząć dopiero po przejściu do dynamiki nieliniowej. Wspominałem o tym przed laty w moim referacie na KUL-u. Temat ten następnie rozwijałem przez wiele lat, budując model za modelem, przewidując nowe efekty. Z rzucanych tu i ówdzie w publikacjach Grupy Michała Hellera uwag wnioskuję, że Heller zdaje sobie z tej możliwości sprawę, jednak nie jest do końca przekonany o tym, że jest to właściwa droga. Być może dlatego, że nie jest to główna drogajaką idzie dzisiejsza fizyka. Jest to droga, wciąż jeszcze, gdzieś na peryferiach. Podążanie taką drogą wymaga przekonania, odwagi i wyrzeczeń.

Jak zaznaczyłem na wstępie, zająłem się jedynie wąskim fragmentem naukowej działalności naszego laureata nagrody Templetona. Nie zajmowałem się w ogóle znaczącym w jego działalności naukowej problemem „osobliwości” w kosmologii. Nie zajmowałem się tym nie dlatego, że jest to temat trudny. Przeciwnie, jest to temat o wiele łatwiejszy i przyciągający całe rzesze różnej maści kosmologów. Nie zajmowałem się tym dlatego, że badania w tym zakresie opierają się o ogólną teorię względności Einsteina, której potwierdzenie doświadczalne jest wielce wątpliwe. Wiele teorii konkurencyjnych daje te same sprawdzalne doświadczalnie, bez naciągania, przewidywania, choć te konkurencyjne teorie prowadzą do zupełnie innych wniosków natury kosmologicznej. Wyciąganie wniosków o rzeczach ostatecznych na podstawie teorii tego rodzaju jest dla mnie rzeczą metodologicznie wątpliwą. Dodanie jednego członu do oddziaływania, członu nie zmieniającego statusu teorii w zakresie faktów dobrze doświadczalnie uzasadnionych a może zmienić radykalnie wszelkie wnioski o „początku Wszechświata”. Samemu skoda mi na takie zabawy czasu, i to zarówno szkoda mi tego czasu na zajmowanie się takimi badaniami samemu jak i na krytyczną analizę publikacji innych ludzi w tej dziedzinie. Każdy naukowiec ma w tym względzie jednak wolność wyboru i niektórzy robia to co robią, bo im się ta właśnie dziedzina „naprawdę podoba”. W końcu bawienie się modelami Wszechświata może dać satysfakcję intelektualną, nieprawdaż?

Fileas Fogg z powieści „W osiemdziesiąt dni dookoła świata” (autor: Juliusza Verne) wykonał zapowiadany plan. I my dobrnęliśmy do końca naszej podróży. Powieść Vernego (czy może Verne'a?) kończy się tak:


Pan Fileas Fogg wygrał więc dwadzieścia tysięcy funtów, Ale zważywszy, że po drodze wydał około dziewiętnastu tysięcy, musiał uznać, że rezultat finansowy tej podróży był całkiem nikły. Jednak nasz niezwykły dżentelmen nie szukał, jak się już rzekło, wygranej, Ale walki. Nawet pozostałe tysiąc funtów rozdzielił między wiernego Obieżyświata i nieszczęsnego Fixa, do którego bynajmniej nie chował urazy. Natomiast dla zasady odtrącił swemu lokajowi sumę zapłaconą za gaz palący się z jego winy przez tysiąc dziewięćset dwadzieścia godzin.

.............

Ale nazajutrz o świcie lokaj zastukał gwałtownie do drzwi swego pana. Drzwi otworzyły się i stanął w nich pan Fogg.

- Co się stało, Janie?

- Nieszczęście, jaśnie panie. Oto dowiedziałem się przed chwilą...

- Cóż znowu?

- Że mogliśmy zrobić podróż dookoła świata w siedemdziesiąt osiem dni, A nie w osiemdziesiąt...

- Owszem - odparł pan Fogg - mogliśmy tego dokonać nie przejeżdżając przez Indie. Ale gdybym ominął Indie, nie uratowałbym pani Audy i nie zostałaby ona moją żoną, i...

I pan Fileas zamknął spokojnie drzwi.

Tak więc Fileas Fogg wygrał zakład, odbył podróż dookoła świata w ciągu osiemdziesięciu dni. W tym celu użył wszystkich istniejących środków lokomocji: płynął parowcami, jechał koleją, powozem i saniami, żeglował jachtem, dosiadał słonia... W tym przedsięwzięciu wykazał całą swoją zimną krew i niezwykłe zalety umysłu. Ale cóż dalej? Jaką z tej imprezy wyniósł korzyść? Co zyskał?

  • Nic - odpowiecie zapewne. Zgoda, nic prócz uroczej kobiety, która uczyniła go - jakkolwiek wyda się to może nieprawdopodobne - najszczęśliwszym z ludzi. Zaiste, czyż dlatego nie warto udać się w podróż dookoła świata?


Warto było, w istocie. Nauczyliśmy się bowiem żeglowania pośród wysokich fal, zobaczyliśmy, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Przekonaliśmy się o tym, że nawet skomplikowane idee daje się przedstawić pod ocenę szerokiej publiczności bez zafałszowań, obiektywnie, nie próbując zarazem wcisnąć czytelnikowi tego czy innego zabarwienia światopoglądowego. Jednych to ucieszy, innych może nawet zaniepokoi. Zdaję sobie z tego sprawę.



P.S. Wczoraj otrzymałem przyjemną wiadomość: jest do mnie w drodze z Rzymu zamówiona przeze mnie trudno dostępna książka:


SOME MATHEMATICAL PHYSICS FOR PHILOSOPHERS”, HELLER, MICHAEL, LIBRERIA EDITRICE VATICANA


Fizyka matematyczna – to lubię. Filozofia – też mnie interesuje. A autora tej książki już trochę znamy. Kiedy książkę dostanę w ręce, nie omieszkam się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami.

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura