W drodze do początku który jest wszędzie trafiłem, za radą jednego z życzliwych Czytelników, na wydaną przez Wydawnictwo „w drodze” książkę Stanleya Jakiego „Zbawca nauki”. Wspomniałem o tym we wczorajszym wpisie. Ten Jaki to w samej rzeczy ciekawa postać:
Nota o autorze
Stanley L. Jaki. Rzym 2007
Stanley L. Jaki, benedyktyn urodzony na Węgrzech, jest profesorem w Seaton Hall University, South Orange, New Jersey. Doktor teologii i fizyki, od trzydziestu z górą lat specjalizuje się w historii filozofii i nauki. Jest autorem ponad trzydziestu książek i niemal stu artykułów. Z fundacji Lorda Gifforda otrzymał prestiżowe zaproszenie na przeprowadzenie wykładów na Uniwersytecie w Edynburgu jako Gifford Lecturer. Ojciec Jaki prowadził także wykłady jako Fremantle Lecturer na Balliol College w Oksfordzie. Wykładał na największych uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych, Europie i Australii. Jest członkiem honorowym Papieskiej Akademii Nauk, członkiem korespondentem Academie Nationale des Sciences, Belles—Lettres et Arts w Bordeaux. W 1970 otrzymał nagrodę Lecomte du Noya, a w 1987 nagrodę Templetona.
Nie byle jaki jest ten Ojciec Jaki, nieprawdaż? Lektura tej ciekawej książki zajmie mi trochę czasu. Gdy skończę może coś napiszę, a może i nie. Dlaczego może i nie? Dlatego, że wolę budować niż burzyć. Oczywiście, czasem, może nawet często, by zbudować coś nowego i pięknego trzeba wyczyścić pole budowy. Jest jednak niebezpieczeństwo, że to czyszczenie zaprzątnie nas do tego stopnia, do tego stopnia się z tą czynnością zidentyfikujemy, że zapomnimy o celu głównym t.j. o zbudowaniu czegoś samemu, czegoś co jest obiektywnie lepsze od tego, co z takim zapałem burzymy.
Stanley Jaki, podobnie jak niedawno nasz rodak Michał Heller, dostał nagrodę Templetona. Więc zapewne jest coś, co łączy te dwie postacie. Co to być może? Próbując znaleźć wspólny mianownik przewertowałem książkę, jeszcze przed jej dokładną lekturą. Na str. 105 przyciągnął moją uwagę następujący fragment (pogrubienia moje)
„Oczywiście, twierdzenia Gödla nie oznaczają niemożliwości teorii fizycznej, która opisałaby wszystkie zjawiska fizyczne. Ci, którzy są przekonani o wiarygodności Bożej gwarancji, że wszystko jest urządzone „według miary i liczby, i wagi" w żadnym razie nie powinni liczyć na taką niemożność. Powinni oni być ostatnimi, którzy zechcą wykorzystać wielkie trudności, na które napotykają próby — coraz intensywniejsze i podziwu godne — sformułowania teorii superunifikacji. W teorii takiej wszystkie siły fizyczne byłyby opisane jako różne aspekty jednej tylko siły czy raczej matematycznego formalizmu. Nie będąc zagrożeniem dla przygodności wszechświata, formalizm taki, przez swą uderzającą szczegółowość, wskazywałby na przygodność właśnie. Chrześcijanin nie potrzebuje wiedzieć nic więcej, aby zachować pewność siebie, gdy napotka w dobrej jakości książkach popularyzujących naukę najnowsze formy „superteorii".We wszystkich takich teoriach powinien on móc odnaleźć jedną cechę, którą najlepiej przedstawia teoria superstrun. Struna, zwłaszcza jeśli jest dwuwymiarowa, jest z całą pewnością specyficzna, wręcz fantastycznie specyficzna. W przypadku udanego sformułowania superteorii chrześcijanie powinni się rozradować ogromnym naukowym dowodem prawdyzamkniętej w Objawieniu, że Boże stworzenie jest wyjątkowym i nadzwyczaj spójnym dziełem.”
Stanley L. Jaki, „Zbawca Nauki”, wyd. W drodze, Poznań 1994, str. 105
Zacząłem się zastanawiać nad skutkami takiej postawy jaką zaleca Jaki. Zaleca on bowiem poleganie na dobrej jakości książkach popularyzujących naukę.Zaleca też radowanie się „dowodami prawdy”. Tak się składa, że znam sporo „książek popularyzujących naukę” i sporo „dowodów prawdy.” Osobiście nie widzę żadnego powodu do radowania się z tego, że dana teoria w danym dniu obwieszcza nam to, czy tamto. Czy to teoria ewolucji czy też superstrun. Rzetelność i uczciwość, niczym nie zachwiana wola dojścia do prawdy nakazuje raczej badanie teorii alternatywnych, poszukiwanie dziur w danej teorii, rozwijanie naszej wiedzy bez względu na to czy prawda potwierdzi czy zachwieje nasze aktualne credo.
Ale może się mylę?