Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
408
BLOG

Kryzys w Castel Gandolfo

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 21

W dniach 27 czerwca do 2 lipca 1994, w watykańskim obserwatorium w Castel Gandolfo

Castelgandolfo

odbyła się pierwsza z konferencji z cyklu INSAP (The Inspiration of Astronomical Phenomena). Materiały tej konferencji zostały wydane w Vistas in Astronomy Vol. 39 a Przedmowę napisał Rolf M. Sinclair (wówczas z National Science Foundation, Arlington, USA). Do tematów konferencji należały: wpływ zjawisk astronomicznych na literaturę, sztukę, mit i religię, oraz historię i politykę.

Na początku Sinclair wspomina słowa Jana Pawła II:

Ponieważ spotkanie to reprezentuje przecięcie religii i nauki, nie możemy nie przypomnieć słów Jana Pawła II: „Bowiem prawdą jest to, że Kościół i społeczność naukowa będą ze sobą nieuchronnie oddziaływać; izolacja nie jest ich opcją”.

Wygląda to niewinnie, nieprawdaż?

Sinclair pisze dalej tak:

 

Fascynacja zjawiskami astronomicznymi była silnym i często dominującym elementem w życiu i w kulturze człowieka. Aby zdać sobie z tego sprawę, wyobraźmy sobie, że żyjemy w świecie na stałe otulonym chmurami, bez widoku Słońca w dzień i Księżyca w nocy. I przedstawmy sobie co by się stało, gdyby chmury raptem się rozsunęły i ujrzelibyśmy niebo. Niechaj to będzie eksperyment myślowy w którym wygaszamy Słońce i Księżyc i gwiazdy, pozwalamy ludzkości się rozwijać, a następnie przywracamy je z powrotem. Nie jest to oczywiście żadna nowa idea, pochodzi bowiem z noweli Isaaca Asimova Nightfall.Asimov opisywał tam świat, w którym co każde pięć tysięcy lat ciemność się rozstępowała. W tych rzadkich momentach historii pojawiały się na krótko gwiazdy, co prowadziło do dramatycznych konsekwencji dla ludzi.”

 

Nightfall

Zaczyna być trochę ciekawiej, mówimy bowiem o rzadkich (co pięć tysięcy lat) i niesłychanie ważnych zjawiskach – Czarnych Łabędziach. Do czego Sinclair może zmierzać? Dowiadujemy się o tym nieco dalej, gdy omawia program spotkania i dochodzi do sprawy komet, bolidów i meteorytów by wspomnieć co następuje:

 

Choć obecne doświadczenie ukazuje, że takie katastroficzne zderzenia z Ziemią są rzadkie, szanse na to, że spowodują poważne szkody ludzkości nie są do zaniedbania i, prawdę mówiąc, są porównywalne z innymi, bardziej normalnymi zagrożeniami.”

 

Przeczytajmy to raz jeszcze, wybierając to co istotne: Szanse na poważne zagrożenie dla ludzkości są porównywalne z innymi, bardziej normalnymi, zagrożeniami.

Czy Sinclair chce coś przez to powiedzieć, czy tak mu się tylko wymknęło?

Że w istocie o coś tutaj chodzi możemy się przekonać czytając nieco dalej ten akapit:

W kilku prac zaprezentowanych na tej konferencji [18] przedstawione zostały poważne argumenty na korzyść „koherentnego katastrofizmu”, zgodnie z którą to doktryną strumień komet i ich odpadków spotykających się z Ziemią, wykazał okresowość rzędu tysiącleci, kiedy to Ziemia wychodziła i ponownie wchodziła w te strumienie kometarnych szczątków. To, że akurat dzisiaj zderzenia te należą do rzadkości jest raczej czymś wyjątkowym.”

Uwaga: Moje tłumaczenie tego akapitu nie jest dosłowne. Starałem się jednak wiernie oddać przekazaną przez Sinclaira treść.

Teraz rozumiemy do czego Sinclair mógł pić mówiąc o noweli Asimova i o pięciu tysiącach lat z tej noweli. Czy aby jednak na pewno o pięć tysięcy lat tu chodzi? Sinclair nie jest tu zbyt precyzyjny, używa bowiem terminu „tysiąclecia”. Jest zasadnicza różnica pomiędzy tym czy okres wynosi pól tysiąca lat czy pięć tysięcy lat, nieprawdaż?

Nieco dalej Sinclair czyni następującą interesującą uwagę:

Historycy i antropolodzy, ci którzy nie przykładają wagi do zjawisk astronomicznych w swej pracy i którzy nie rozumieją tego jak niebezpiecznym może być Układ Słoneczny, maja tendencję do interpretowania tekstów i tradycji o rzeczach „widzianych na niebie” czy „spadających na Ziemię” jako odnoszących się do „niebios” czy też „broni bogów”, miast interpretować to je jako opisy faktycznych zjawisk fizycznych. Jeśli użyjemy zrozumiałej ostrożności to historia ludzkości pozwala nam na przebadanie astronomicznych zapisów w skali czasowej tysiącleci [20].”

Jeszcze raz pojawiają się więc „tysiąclecia” - o co tu chodzi? Przejdę do tego za chwilę. Najpierw jeszcze ten fragment z Przedmowy Sinclaira:

 

Komety rozrywane są na części przez siły Słońca i planet, i degenerują się w strumienie ich fragmentów, strumienie które mogą przecinać orbitę Ziemi. Dopiero ok. Roku 1800 zdano sobie sprawę z tego, że fragmenty te zderzają się z Ziemią.”

 

A jeszcze dalej:

Miast czekać bezsilnie na niespodziewane zderzenie z wielkimi fragmentami asteroidów i komet jest to w zasięgu dzisiejszej technologii by wykrywać i zmieniać kurs nadlatujących obiektów o niebezpiecznych rozmiarach i, być może, zapobiec katastrofom które ongiś były nie do zapobieżenia.”

Hmmm.... Jak zobaczymy dalej, jest to nadmierny optymizm.

Wciąż pozostaje jednak zagadką co dokładnie Sinclair miał na myśli pisząc o „koherentnym katastrofizmie”. Na pomoc przychodzi nam zajrzenie do cytowanej pozycji bibliograficznej, mianowicie pozycji [18]. Znajdujemy tam, między innymi, pracę, której autorem jest S.V.M. Clube „Punctuational crises and the Spenglerian model of civilisation”. Vistas Astron. 39(2), 673-698.

 

Czytelnik nie znający angielskiego zauważy niewątpliwie w tytule tej pracy słowo „crises” tzn. kryzysy. I stąd też się bierze nagłówek mojego postu: Kryzys w Castel Gandolfo. Bo w Castel Gandolfo dyskutowano właśnie nadchodzący i raczej nieunikniony, jak zobaczymy, kryzys.

Uwaga: czytelnik znający język angielski może zechcieć porównać moje tłumaczenie fragmentów Przedmowy z oryginałem dostępnym w sieci.

 

Przyjdzie mi zatem teraz zacytować fragmenty z tej publikacji S.V.M. Clube. Autor, S.V.M. Clube był wtedy zatrudniony na Wydziale Fizyki Uniwersytetu w Oxford, był znany – patrz mój wpis z wczoraj, kiedy wspominałem o jego ekspertyzie na zamówienie amerykańskich sił powietrznych. Niestety od blisko pięciu lat gdzieś się „zagubił” i Uniwersytet w Oxford nie wie gdzie. Bywa i tak. Nie o to jednak idzie. Zacytuję fragmenty z trudno dostępnej dla niespecjalisty pracy Clube'a o „kryzysach”.

Najpierw ze streszczenia pracy o jakich mianowicie niebezpieczeństwach mowa:

Niebezpieczeństwa [wynikające z wpadnięcia w strumień odpadków' włączają w siebie globalne ochłodzenie, zanieczyszczenie atmosfery i zdarzenia na miarę super-Tungieskiej. Odpadki kometarne odpowiedzialne są za wysoki przyrost kurzu w atmosferze oraz multi-megatonowe eksplozje w ziemskiej atmosferze jak również za wzmożony strumień kul ognistych [bolidów].”

Ach, mamy więc Asimova z jego długą „nocą”. Dalej:

... każdy kryzys to ciag zdarzeń wynikających z fragmentacji jednej komety, której orbita przecina orbitę ziemską.”

Czy zaczyna nam się teraz wyłaniać jakiś obraz? Może i zaczyna, ale, zapyta Czytelnik, czy to powód do zmartwienia? Mamy jeszcze pięć tysięcy lat, do tego czasu coś na pewno wymyślimy..... Tylko czy mamy te pięć tysięcy lat? Na str. 676 Clube przedstawia analizę okresowości wykonaną na podstawie zapisów u Chińczyków. Bo Chińczycy prowadzili obserwacje i zapisy astronomiczne bez przerwy, nie tak jak to miało miejsce w cywilizacji zachodniej, kiedy to światopogląd Arystotelesa ze swą doktryna niezmienności nieba i ziemi wyparł światopogląd Platona. Oto ten graf:

punctuations

Czy widzicie Państwo okresowość? 0 to, po naszemu, narodziny Chrystusa. Dalej 500, dalej 1000, dalej 1500, dalej ..... póki co, czekamy.

Podpis pod wykresem kończy się zdaniem:

"Wydaje się być rzeczą prawdopodobną, że obawa przed „czasem ostatecznymjest znanym z dawien dawna problemem historycznym związanym z rozpadem szczególnie wielkiej komety w centrum strumienia Taurydów”.

Nieco dalej Clube wypowiada się na temat obecnego programu ochrony przed obiektami z kosmosu, programu włączającego ciągłe śledzenie za zbliżającymi się do Ziemi asteroidami. Clube tak o tym pisze:

W ciągu następnych stu lat prawdopodobieństwa zagrożenia dla cywilizacji przez prosty asteroid wynosi około jeden na tysiąc. Natomiast prawdopodobieństwo zagrożenia przez czy to nieaktywną, czy to uśpioną lub też aktywna kometę w w tym czasie jest, można by powiedzieć, w okolicach pewności.?”

I o tym właśnie, między innymi, dyskutowano w Castel Gandolfo. Bowiem wobec takiego zagrożenia Watykan nie może po prostu nic nie robić. Clube pisze nieco dalej:

Zatem, tak jak to było w piętnastym i siedemnastym stuleciu, kiedy to społeczeństwo Europejskie, jak się wydaje, załamało się na skutek obecności nowo rozpadłych komet, tak wydaje się, że dzisiejsza cywilizacja globalna [na skalę planety] może się załamać w obecności innego, nowego fragmentu komety.”

O co tu chodzi? Chodzi o to, że dziś technologia i gospodarka jest globalna. Załamanie w jednym miejscu (np. w USA) może łatwo sprowadzić załamanie globalne.

Clube prowadzi swe rozważania dalej o przewidywanych konsekwencjach katastrofy [wszak uwaga: odchodzimy teraz od paleoastronomii i astronomii i wchodzimy teraz na teren polityki]:

 

Rodzaj ludzki, oczywiście, nie znika całkowicie i wiele części globu może nawet wyjść z tego nieskażona, niemniej jak wynika z doświadczeń, najwyraźniej zaniedbywanych przez amerykańską społeczność naukową, długotrwała panika jest bardzo efektywnym niwelatorem cywilizacji do tego nawet stopnia, że wiele społeczeństw może ulec całkowitemu rozstrojowi (...) Nie jest zatem oczywistym, że nawet najbardziej zaawansowane społeczeństwa unikną kryzysu społecznego o ile nie nastąpi uprzednie przygotowanie by zapobiec iluzji „czasów ostatecznych”.

 

Polska nie należy chyba do społeczeństw „najbardziej zaawansowanych”, niemniej mój wpis dzisiejszy jest podyktowany troską o właśnie „przygotowanie”. Mógłbym pisać dużo więcej, bowiem praca Clube'a jest obszerna i ciekawa. Nie sądzę jednak by zbyt wielu czytelników było tym zainteresowanych, zakończę więc jednym tylko cytatem (koniec str. 679 pracy Clube'a)

Nawet ludzie Prezydenta winni mieć zatem autorytet i zrozumienie w obliczu przybywającego materiału kometarnego, autorytet i rozumienie jakiego nie przyniósł wiek „oświecenia”. Idzie o to, że współczesne społeczeństwo, podobnie jak jego założyciele, woli wyśmiewać się z zagrożenia kometarnego. Nie jest wykluczone, że wyśmiewanie się było konieczne jako środek do określonego celu, a celem tym było przywrócenie społecznego ładu przy poprzedniej fragmentacji komety i tego następstw. Lecz to zostało już dokonane i być może dzisiaj zachodnia cywilizacja wymaga subtelniejszego ustosunkowania się do tych przyszłych zdarzeń aniżeli na to zezwala obecne podejście amerykańskie.”

Stronę dalej w pracy Clube'a znajdujemy taką oto ilustrację (rzecz idzie o kometę z roku 1521):

komety

Cóż, na tym zakończę omawianie części dokumentów dyskutowanych w czasie spotkania w Castel Gandolfo a także po spotkaniu, w bardziej prywatnym gronie.
A co na to „nasi obrońcy”? Co na to właściciele „najbardziej zaawansowanych technologii”? Czy się przygotowują? A jeśli tak, to jak? Czy możemy im zaufać i spać w spokoju? O czym „oni” aktualnie dyskutują? Oczywistym jest, że tego nie wiemy, możemy mieć jednak zajrzeć do nich, niech choćby i przez dziurkę od klucza.

 

W dokumencie dostępnym w witrynie NASA „AIAA 2007 PLANETARY DEFENSE CONFERENCE - WHITE PAPER: SUMMARY AND RECOMMENDATIONS” czytamy m.in.

 

W decydowanie o tym czy i jak reagować na zagrożenia uderzenia prze NEO [„Near Earth Objects” = obiekty bliskie Ziemi] uwikłane są poważne problemy natury technicznej, politycznej, prawnej i społecznej. Zderzenia z NEO potencjalnie mogą spowodować katastrofy równe lub przewyższające wszystko co kiedykolwiek spotkało ostatnie cywilizacje. Co więcej, tego typu zagrożenie nigdy nie było serio rozważane przez żadne agencje, które były by odpowiedzialne za reakcję na te zagrożenia. W dodatku nie wiadomo kto jest odpowiedzialny za koordynację wszystkich aspektów zagrożeń ze strony NEO, poczynając od wykrywania tych obiektów a kończąc na dawaniu sobie rady z ich pokłosiem.”

 

Oczywiście NASA to agencja cywilna, która sama wiele nie wie. Agencje wojskowe z pewnością mają jakieś plany, tyle, że się o szczegółach tych planów nigdy nie dowiemy.

Czy Watykan, który ewidentnie eschatologią jest żywotnie zainteresowany, ma tu jakieś plany, czy podejmuje jakieś działania? A jeśli podejmuje, to jakie? Tego nie wiem. Może ktoś wie?

P.S. Oczywiście idea „koherentnego katastrofizmu” znajduje też bardzo silnych oponentów. Tak np. na łamach witryny CSISOP, znanej ze ścigania wszystkiego co wybiega poza „oficjalną naukę”, wypowiada się nie kto inny niż sam dyrektor „Space at the NASA Ames Research Center”, David Morrison. Na temat „koherentnego katastrofizmu” wypowiada się wszak niezbyt głęboko, pisząc m.in.

Większość z nas stwierdzi, że neo-katastroficzne argumenty trudno przełknąć. (...) mamy setki lat by doczekać następnego piku. Ale oni (Clube i Napier) tego tak nie widzą, podobnie jak i autorzy paru innych książek.”

Ciekawe, że Morrison napisał to wkrótce po opracowaniu przez Clube raportu na zlecenie i z grantu Amerykańskich Sił Powietrznych.

Mam nadzieję, że nasz salonowy kolega A1bert postara się o właściwe skomentowanie Raportu Clube'a i publikacji Clube'a i Napiera.

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura