Czy ci, którzy posługują się terminologią newageową są tymi, którzy "sprzeniewierzają się rozumowi i racjonalnemu podejściu do spraw?
„Jednak jakoś tak sie składa, że bardzo często to właśnie ci, którzy posługują się terminologią newageową są tymi, którzy "sprzeniewierzają się rozumowi i racjonalnemu podejściu do spraw". Widzi Pan różnice w sformułowaniach "badać błyskawice" i "badać Gniew Boży"? To drugie natychmiast sugeruje pewne tendencyjne podejście, nieprawdaż?
Wiec lepiej zostawić w spokoju demony, anioły, psychotronikę, OOBE, wróżenie, taroty, magie ceremonialną i cala resztę tym, których interesuje magiczne myślenie. I używać bardziej neutralnego języka.„
Tak napisał mój czytelnik Cyncynat, w komentarzu do mojego wczorajszego wpisu. I zapewne większość ludzi się z nim zgodzi. A przecież komentarz ten jest, moim zdaniem, właśnie przykładem tendencyjnego podejścia do sprawy. Wyjaśnię dlaczego.
Zacznę od pytania: czy temat „błyskawice i Gniew Boży” może być przedmiotem racjonalnego rozważania? Postaram się wykazać, że może.
Małe dzieci, kiedy dociekają, bo są szczerze ciekawe, dlaczego oto grzmi i błyska, słyszą czasem od swych rodziców zwięzłe 'wyjaśnienie': „To Bozia się gniewa.” Z punktu widzenia psychologa wyjaśnienie takie to rzecz karygodna, i to pod paroma względami. Ale nie o to tutaj idzie. Dociekliwy umysł zada sobie pytanie: skąd się ten 'przesąd', bo tak na to dziś powszechnie patrzymy, wziął i czy może mieć jakieś podłoże racjonalne? Wziął się gdzieś z dawnych czasów, otwiera się więc pole badań historycznych. Sięgamy więc najpierw do starożytnej Grecji, stamtąd do Egiptu i jeszcze dalej w przeszłość. Człowiek bardzo bardzo dawno temu bał się ognia, bał się wszystkiego, czego nie był w stanie zrozumieć. Pewnie i dziś się boi. Może to być, nawiasem mówiąc, jedną z przyczyn takiej reakcji mojego czytelnika: obawa przed nieznanym. Dlaczego jednak błyskawice wiążemy z Bogiem?
Tutaj otwiera się inne pole badań. Co wiemy o błyskawicach? Ano, wiemy, że to „elektryczność”, wiemy też, że jest to zjawisko kaskadowe i nieliniowe. Czy rozumiemy całkowicie fizykę wyładowań elektrycznych i plazmy? Otóż nie. Pioruny, na przykład te kuliste, są nadal przedmiotem badań. Nie wiemy też wszystkiego co chcielibyśmy wiedzieć o elektryczności. Dochodzi do tego nieliniowość. Co wiemy oz zjawiskach nieliniowych? Ano trochę wiemy, ale są w nich jakieś tajemnicze sprawy. Astrofizyk rosyjski N. A. Kozyrev przeprowadził wiele doświadczeń i pozostawił po sobie niezła spuściznę analizy teoretycznej wyników tych doświadczeń. Kozyrev zaobserwował w szczególności, że pewne zjawiska nieliniowe (np. gwałtowne parowanie) mogą powodować reakcję żywych organizmów niewyjaśnianą znanymi procesami fizycznymi i chemicznymi. Kozyrev zaproponował więc swoją własną „teorię czasu” i zaproponował szereg nowych doświadczeń dla zweryfikowania tej oryginalnej teorii, teorii według której bieg czasu może się spowalniać lub przyspieszać, teorię w której czas jest 'materialny'. Po śmierci Kozyreva jego badania były kontynuowane przez grupę pod kierunkiem akademika Lavrenteva z Nowosybirska. Otrzymano zadziwiające wyniki, wyniki niemożliwe do wyjaśnienia przez oficjalną naukę, chyba że przez zaprzeczenie, jak o tym pisałem w moim wczorajszym wpisie: skoro zjawiska nie rozumiemy, to zjawisko nie zachodzi! Grupa Lavrenteva, używając zjawisk nieliniowych w detektorach, zarejestrowała mianowicie rozchodzenie się sygnałów z prędkością większą od prędkości światła. Układy nieliniowe wykazywały mianowicie coś podobnego do faktu opisanego w jednym z komentarzu do wczorajszego wpisu: przeczuwały przyszłe zjawiska.
Wróćmy wszakże do błyskawicy. Jest to nieliniowy przejaw elektryczności. A co wiemy o elektryczności? Są powody by sądzić, że elektryczność ma w kosmosie większe znaczenie niż to się powszechnie wydaje. Istnieją poważne rozważania teoretyczne wyprowadzające grawitację z nieliniowego elektromagnetyzmu. O samej naturze elektronu wiemy też niewiele. Nie wiemy „co jest w środku”, bowiem teoria kwantów nadal kłóci się z teorią względności, a we wnętrzu elektronu muszą znaleźć zastosowanie obie teorie. Mamy co prawda wspaniałą teorię kwantowej elektrodynamiki, tyle, że nie jest ona aż tak wspaniała. „Próżnia” bowiem, w tej teorii, ma nieskończoną energię. Istnieje cała masa prac teoretycznych i doświadczalnych dotyczących możliwości zużytkowania tej energii i sugerujących, że próżnia elektromagnetyczna może być wykorzystana jako źródło 'darmowej energii' oraz, że może być schowkiem dla informacji normalnie dla nas niedostępnej. Na badania tego typu przeznaczane są, w krajach zaawansowanych i bogatych, niewyobrażalne dla nas sumy. Nam, biednym, wciska się, że to wszystko nonsens i że człowiek rozsądny nie powinien tym sobie zawracać głowy. Człowiek biedny powinien kupować od bogatego to, co ten bogaty przy pomocy nowych technologii wyprodukuje.
Zatem błyskawica ma swe tajemnice i wiedzie nas ku terminom określanym mianem 'newageowskie'. A co ma do tego Bóg? Zawsze tak było i nadal tak jest, że mamy tendencję by wszystko co nieznane lub niezrozumiałe przypisywać Bogu i Jego wysłannikom. Boga się też boimy. Fakt ten był i nadal jest wykorzystywany przez tzw. Kapłanów, którzy jakoby o Bogu wiedzą więcej niż zwykli ludzie. Kapłani tacy często wykorzystują ten fakt, w ramach tzw. zorganizowanych religii, dla przejęcia władzy nad umysłami i nad dobrami materialnymi 'niewtajemniczonych'. Wszystko to jest bardzo ciekawe, i dla racjonalisty wiele na tym polu jest jeszcze do zbadania. Również ludzie wierzący w to co im kapłani mówią mogą odnieść pożytek z tego rodzaju badań. Wiele bowiem razy zdarzało się w przeszłości, że wychodząc z błędnych założeń można było dojść do słusznych wniosków.
A teraz astrologia. Mój kolega po fachu i z salonu, też fizyk, Eine, oburza się gorąco na reklamy astrologów w szkołach. Ja na to zapytałem, dlaczego można reklamować religię a już astrologii nie?
Ale nie o to idzie. To sa sprawy prawne, a prawo ustalane jest przez ludzi mających na celu interesy nie tylko racjonalne ale i polityczne. Chodzi przecież o władzę nad umysłami owieczek. Astrologią, alchemią, interesowali się wielcy uczeni przeszłości. Do dziś przetrwały nazwiska takie jak Newton czy Kartezjusz. Ale przecież i to co dziś zaliczamy do nauki było kiedyś tępione przez oficjalną naukę tak, jak dziś jest tępiona astrologia. Kopernik, Giordano Bruno, Kartezjusz – ich dzieła były na indeksie ksiąg zakazanych. Jakoś okazało się, że to co w nich pisali nie było ani takie groźne ani takie głupie. A przecież dzieła tych koryfeuszy to tylko mały procent tego co w tamtych czasach publikowano. O większości publikacji z tego czasu nikt dziś nie pamięta. A jednak to właśnie dyskusja tych zagadnień zrodziła geniuszy. Ze zgiełku wyłoniła się nowa nauka. Bez zgiełku by się zapewne nie wyłoniła. Dzisiejsza astrologia, alchemia i New Age to bez wątpienia zgiełk i hałas. Ale z tego zgiełku i z tego hałasu może wyłonić się coś nowego, coś wartościowego, tak jak to było w przeszłości.
Oczywiście dochodzi do tego czynnik psychologiczny: wielu z nas nie lubi zgiełku, lubimy porządek. Nie mamy ani czasu ani ochoty ani możliwości by dochodzić do tego, co w tym hałasie może mieć wartość a co jest zwykłym nabieraniem i wyłudzaniem pieniędzy. Stąd mój komentator woli zajmować się „rzeczami neutralnymi”. Głowa wtedy mniej boli i sen jest spokojniejszy. To zrozumiałe. Tylko czy jest to optymalne rozwiązanie? Czy nie jest to chowanie głowy w piasek? Struś chowa głowę w piasek, bo myśli, że tak jest bezpieczniej. Ale czy jest przez to bezpieczniej?
Komentarze