Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
1283
BLOG

Einstein - uparciuch który nie zawsze miał rację

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 25

Newton, Einstein zwykle przedstawiani są jako koryfeusze nauki, geniusze be skazy. A jednak badania historyczne pokazują, że byli oni po prostu ludźmi. Próby odebrania im ludzkiego oblicza, zrobienia z nich ideałów wg. naszych dowolnych kryteriów zacierają prawdę, a nauka bez prawdy przestaje być nauką w prawdziwym słowa tego znaczeniu.

O Newtonie dużo się ostatnio pisało. Interesował się tak samo gorliwie tym co dziś powszechnie akceptujemy jak i tym za co ludzie poddawani są dziś, w niektórych społecznościach, ostracyzmowi. Historycy twierdzą, że więcej czasu poświęcał na to drugie niż na to pierwsze. Ci, którzy sami Newtonami nie są i nigdy nie będą chętnie starli by tą drugą połowę osobowości Newtona. Nie przychodzi im do głowy, że bez mistycyzmu Newton nie byłby w ogóle Newtonem.

Z biegiem czasu wychodzą też na jaw nowe fakty o Einsteinie. A to, że popełniał plagiaty, kradł pomysły innych, hamował konkurencyjne publikacje, był kiepskim mężem i ojcem itd.

Przedstawię tu jedną historię z życia Einsteina, raczej mało znaną a pouczającą. Pouczającą nie tylko dlatego, że dowiadujemy się czegoś o samym bohaterze, lecz także, a może przede wszystkim, że historia ta pokazuje jak umysł zamknięty nagina fakty do rzeczywistości. Opanowani jakąś ideą, wierząc w zaakceptowane, świadomie czy nie, dogmaty, patrzymy na rzeczywistość wybiórczo - odrzucamy to, co naszych dogmatów nie pasuje, zwodzimy innych wmiatając nieprzyjemne fakty pod dywanik i obwieszczając bliźnim, że tych faktów a nie ma, a nawet jak są, to tylko przez pomyłkę.

A było to tak. Był marzec roku 1914 i Einstein pracował usilnie nad swoją nową teorią, ogólną teorią względności, która miała wyjaśnić grawitację lepiej niż zrobił to był Newton. Jednocześnie prowadził korespondencję ze swymi znajomymi na tematy związane z jego poprzednią teorią – elektrodynamiką ciał w ruchi i wyrosła z niej szczególną teorią względności. Jednym z jego kolegów był duński fizyk H. A. Lorentz. Otóż tak się złożyło, że Lorentz miał zięcia nazwiskiem De Haas (inicjały W.J.) i ten zięć też był fizykiem. Naturalnym więc było, że Lorentz poprosił Einsteina by się zięciem zaopiekował. De Haas pojawił się więc w Berlinie, a że pracował w Leidzie nad magnetyzmem więc Einstein zaproponował mu przeprowadzenie wspólnie eksperymentu który będzie nosił nazwę „eksperyment Einsteina- De Haasa”. De Haas zabrał się więc do roboty. Idea była prosta: zawieszamy na nici żelazny pręt wewnątrz cewki, przepuszczamy przez cewkę prąd elektryczny. Prąd elektryczny wytwarza pole magnetyczne. Pole magnetyczne oddziałuje z polem magnetycznym elektronów w metalu. Rezultatem winno być to, że pręt zaczyna się kręcić na nici. Trzeba zmierzyć prąd, zmierzyć moment obrotowy pręta, porównać z teorią i mamy nowy efekt. Teoria opierała się tym czasie na idei Bohra: elektron krąży wokół jądra, zatem sam jest prądem, zatem atom jest cewką, zatem mamy oddziaływanie dwóch cewek. Einstein chciał się w ten sposób przypodobać Bohrowi i potwierdzić jego model atomu. Kluczową wielkością było coś co się nazywa „stosunkiem żyromagnetycznym”, oznaczanym literką g. Żeby potwierdzić teorię Bohra i ogłosić eksperyment udanym należało otzrymać z eksperymentu wynik g=1. Jak zamyślili tak i zrobili. Zaczęli pracę nad przeprowadzeniem samego doświadczenia pod koniec roku 1914-go. W lutym 1915-go Einstein pisał do swego przyjaciela Besso o tym jak podekscytowany jest tym eksperymentem, jak eksperymentowanie stało się jego pasją w podeszłym wieku (a miał wtedy lat 36!). Skończyli doświadczenia w pierwszych miesiącach 1915-go, De Haas wrócił z powrotem do Leidy w kwietniu. Przeprowadzili dwie serie doświadczeń. Jedna dała wynik g=1.45, druga dała wynik g=1.02. Bliższy „teorii” był ten drugi wynik, więc tą pierwszą serię odrzucili jako „obarczoną zbyt dużym błędem”. W ciągu następnych paru lat eksperyment powtórzono w innych laboratoriach i otrzymano wynik, w przybliżeniu, g=2. Ale Einstein upierał się, że „powinno wyjść” g=1. Dziś wiemy, że „teoria” była niedobra, bo nie uwzględniała spinu elektronu. Kiedy uwzględnimy spin, wtedy g równa się dwa a nie jeden. Ale Einstein o spinie wtedy jeszcze nie wiedział. Gdyby był nie zamiótł swych „nieudanych doświadczeń” pod dywanik, gdyby miał umysł otwarty, gdyby przeprowadził trzecią serię, ale już bez naciągania wyników, może by nawet odkrył istnienie spinu.

I tu się pojawia jeszcze jedna refleksja: taka „przygoda” mogła się przytrafić jedynie teoretykowi. Inżynier by czegoś takiego nie zrobił. Inżynier, choć może i nie rozumie nieskończoności, patrzy na to co „działa” i patrzy jak to działa. Chce otrzymać powtarzalny wynik, no choćby i powtarzalny w 20% przypadków. Jeśli do powtarzalności konieczne jest przeżegnanie się trzy razy przez doświadczeniem – inżynier się przeżegna, albo skonstruuje automatyczną przeżegnywarkę!

Źródło: David R. Topper, „Quirky Sides of Scientists”, Springer 2007. Autor jest historykiem na uniwersytecie w Winnipeg.

Einstein-deHaas 

Replika urządzenia Einsteina-De Haasa 

 

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura