Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
1073
BLOG

Hipoteza Boga obalona - i kto tak twierdzi?

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 2

Nie tylko twierdzi ale i publicznie to obwieszcza Victor J. Stenger, emerytowany profesor uniwersytetu na Hawajach.

Zanim stał się zagorzałym „sceptykiem” i zaczął się tych sprawach się publicznie wypowiadać, zawodowo zajmował się wyłącznie fizyką wysokich energii. Nie znalazłem ani jednej jego publikacji ściśle naukowej a dotyczącej podstaw mechaniki kwantowej, kosmologii, teorii czasu i przestrzeni, czy innych głębszych a trudnych problemów fizyki.

Victor J. Stenger znany jest polskim czytelnikom z takich książek i publikacji jak "Nadnaturalna nauka", „W poszukiwaniu nieśmiertelności, "Antropiczne koincydencje: wyjaśnienie naturalne”, „Fizyka a psychika”, „Czy nasze wartości pochodzą od Boga?

Początkowo Stenger był umiarkowanym sceptykiem, z biegiem czasu stawał się coraz to bardziej agresywny. Od krytyki „dowodów na istnienie Boga” przeszedł do dowodzenia, że Bóg nie istnieje. Temu właśnie poświęcona jest jego najnowsza książka „God. The failed hypothesis” - „Bóg – hipoteza, która się nie sprawdziła.”

Jako, że z zawodu jestem fizykiem, a ponadto, jak to oznajmiam w nagłówku mojej salonowej strony, fizykiem teoretykiem zainteresowanym obrzeżami nauki, przeto uważam za swój obowiązek śledzenie, choćby i pobieżne, tego co inni fizycy na bardziej ogólne tematy publikują. Nie umknęła więc mej uwadze najnowsza książka Stengera (2007). Początkowo myślałem o merytorycznym jej zrecenzowaniu, rozdział za rozdziałem. Kiedy się jednak zabrałem do tej pracy, zrozumiałem, że była by to po prostu strata mojego czasu. Bowiem Stenger podkłada się już od samego początku i to tak, że jego wiarygodność spada niemal do zera. I to postaram się wykazać w tym wpisie. Będę przy tym starał się być obiektywnym. A czy mi się to uda? Nie do mnie należy ocena.

Skoncentruję się wyłącznie na wstępie do książki, którymożna znaleźć w necie, w języku angielskim, w dostępie swobodnym. Jedynie na samym końcu mojego wpisu skomentuję końcowy fragment książki. Środek, jak powiedziałem, pominę, bo szkoda po prostu na to czasu (co bynajmniej nie oznacza, że tu i ówdzie Stenger nie przedstawia ciekawych argumentów, tyle że jego argumenty są tak samo naciągane, jeśli idzie o jego główną tezę, jak i te, które omówię poniżej).

Zacznijmy od następującego paragrafu ze wstępu:

Moja analiza będzie się opierać na twierdzeniu że Bóg winien być wykrywalny przy pomocy środków naukowych, at choćby z tego powodu, że jakoby odgrywa on taką centralną rolę w ludzkim życiu. W istniejących modelach naukowych nie ma miejsca dla Boga, gdzie Bóg mógłby być włączony jako składnik potrzebny do opisu obserwacji. Zatem, jeśli Bóg istnieje, musi pojawić się gdzieś pośród luk i błędów modeli naukowych.”

W paragrafie tym Stenger popełnia kilka błędów na raz, zarówno błędów logicznych jak i metodologicznych. Ujawnia się przy tym „metoda” stosowana przez Stengera: ignorowanie i przemilczanie faktów dla jego tezy niewygodnych. Zacznijmy wszakże od „twierdzenia” (w oryginale: „contention”). Kidy udowadniamy jakąś tezę wychodząc z pewnego założenia, wtedy nasza teza teza może być uważana za dowiedzioną tylko wtedy gdy założenie jest prawdziwe i gdy dowód nie zawiera luk. Ani jedno ani drugie tu nie zachodzi. Bóg może odgrywać centralną rolę w ludzkim życiu a mimo to być nie wykrywalnym przy pomocy dzisiejszych środków naukowych, albo na skutek niedoskonałości tych środków albo z powodu naszego nieprzygotowania na przyjęcie danych.

Wystarczy tu przypomnieć historię promieniowania tła kosmicznego. W kwietniu roku 1948-go fizyk amerykański rosyjskiego pochodzenia George Gamov opublikował w Physical Review pracę, w której podawał argumenty przemawiające za tezą iż wszechświat „zaczął się od wybuchu”. Sugerował też, że ślady tego wybuchu powinny być i dziś widoczne. Publikacja Gamova została praktycznie zignorowana przez społeczność fizyków. Wyjątkiem byli tu Ralph Alpher i Robert Herman, którzy rozwinęli i uściślili początkową ideę Gamova. Astronom Sandage wyraził opinię, że tego rodzaju idea jest absurdalna. We wczesnych latach 60-tych Arno Penzias i Robert Wilson zaobserwowali dziwny szum odbierany przez ich mikrofalowe anteny w laboratorium Bell Telephone. Nie wiedzieli co z tym fantem zrobić, więc nie publikowali swoich obserwacji bojąc się, że będą wydrwiwani. Dopiero po spotkaniu z fizykiem z Princeton Robertem Dicke przyszła im do głowy idea, że być może obserwują promieniowanie z początkowej eksplozji kosmicznej. W roku 1979 Penzias i Wilson dostali Nobla za „jedno z najważniejszych odkryć naukowych XX-go wieku. Rozgoryczeni Alpher i Herman rzucili porzucili naukę. Herman narzekał, że astronomowie nie wyrażali w ogóle żadnego zainteresowania jego przewidywaniami, gdy je był przedstawiał. Dziś wiemy, że promieniowanie reliktowe jest częścią ((ok. 1%) ) szumu widocznego na naszych ekranach telewizyjnych. Zjawisko było zatem „obserwowalne” od dawna. Tyle, że było ignorowane przez znaczącą część naukowców. Jakie mamy podstawy by twierdzić, że tak nie jest i dzisiaj? Stenger ignoruje fakt ciągłego rozwoju nauki. Co więcej, kieruje się subiektywizmem, bowiem co uznajemy za „obserwacje” a co nie jest kwestią wielce subiektywną. Obserwacje w tak ogólnej kwestii jak „istnienie Boga” mogą bowiem dotyczyć zarówno zjawisk materialnych jak i doświadczeń psychicznych. Nie można mówić o jednych zapominając o drugich – poświęcone są temu całe dzieła, nie tylko filozofów ale i przedstawicieli nauk przyrodniczych. Stenger ten problem omija, osłabiło by to bowiem jego siłe perswazji.

Przejdźmy do następnego ciekawego fragmentu.

Prawdą jest, że nauka zwykle przyjmuje założenie zwane naturalizmem metodologicznym, odnoszącym się do dobrowolnie przyjętej umowy która ogranicza zakres dociekań do obiektywnych obserwacji świata i na ogół (choć, jak wkrótce zobaczymy, nie zawsze) i poszukuje naturalnych wyjaśnień wszystkich zjawisk. Jest to często mylone a naturalizmem metafizycznym, który zakłada, że sama rzeczywistość jest czysto naturalna, t.j. Składa się wyłacznie z obiektów materialnych. Choć nie można zaprzeczyć temu, że większość naukowców tak właśnie myśli, jednak nie są oni w stanie tego udowodnić. Co więcej, nie ma potrzeby by tego dowodzili, nie jest to bowiem problem naukowy. Co więcej, nie wymaga się tego od nich, gdyż nie jest to problem naukowy podlegający naukowym rozstrzyganiom. Gdyby nim był, należałby do fizyki a nie do metafizyki”

Mamy tu pomieszanie z poplątaniem. Zatem, według Stengera, nauka zawsze szuka „naturalnego” wyjaśnienia wszystkich zjawisk. Pytanie: jaka nauka, co to jest „naturalne” wyjaśnienie i co to są „zjawiska”? Jak napisałem wcześniej, nauka bada doświadczenia zewnętrzne i doświadczenia wewnętrzne. Stenger, jako fizyk, może o tym nie wiedzieć. Ale jako naukowiec piszący o sprawach wykraczających poza jego wąską dziedzinę powinien o tym widzieć. Dla kontrastu z przedstawionym powyżej stanowiskiem Stengera zacytuję słowa wybitnego neurochirurga Wildera Penfielda, słowa z przedmowy do jego książki „Tajemnica Umysłu” („The Mystery of the Mind”).

W ciągu całej mojej kariery naukowej, tak jak inni naukowcy, usiłowałem dowieść, że mózg zdaje sprawę z umysłu. Ale teraz chyba nadszedł czas by rozważyć dowody tak jak się one w istocie mają i zadać pytanie 'Czy mózg zdaje sprawę z umysłu?' Czy mózg może wyjaśnić to wszystko co wiemy o umyśle? A jeżeli nie, to która z dwóch możliwych hipotez jest bardziej prawdopodobna, że człowieczeństwo opiera się na jednym elemencie czy na dwóch?

Biorąc za podstawę którakolwiek z tych hipotez umysł pozostaje nadal tajemnicą, której nauka nie dotąd nie była w stanie wyjaśnić. Ale, jak sądzę, nadejdzie dzień kiedy nauka wyjaśni tę zagadkę. Przepowiadam, że tego dnia, kiedy nadejdzie zrozumienie, uradują się prorocy, gdyż odkryją w naukowcu sprzymierzeńca w poszukiwaniu Prawdy.”


Mamy więc dwa stanowiska: stanowiska fizyka i stanowisko neurochirurga. Kto z nich może lepiej rozumieć tajniki życia? Bo przecież nie można pominąć życia, gdy dyskutuje się os sprawach transcendentnych. Myśląc o fizyku Stengerze wypowiadającym się autorytatywnie o sprawach, których nie pojmuje przychodzi mi na myśl mój ulubieniec Kubuś Puchatek – poczciwy Miś o Bardzo Małym Rozumku.

Stenger

Przejdźmy wszakże do następnego fragmentu, w którym Stenger „błyszczy” nam jako fizyk:

Jak to wynika ze współczesnej wiedzy naukowej. Wszechświat, który obserwujemy naszymi zmysłami i przy pomocy przyrządów naukowych może być opisany używając do tego wyłącznie materii i materialnych procesów.”

Co to jest 'proces materialny' tego, przyznam się nie wiem. Wiem wszakże, że współczesna fizyka nie jest w stanie opisać wszechświata bez użycia takich dziwnych „zwierząt” jak funkcja falowa, geometria, czas i przestrzeń. Czy czas i przestrzeń są materialne – nad tym dyskutują filozofowie. Ale, żeby funkcję falową, zamieszkującą w nieskończenie wymiarowej przestrzeni Hilberta uznać za obiekt materialny – tu Stenger jest w istocie brawurowy. Musi być całkowicie głuchy i ślepy na to co się aktualnie dzieje w świecie nauki. A dzieją się ciekawe rzeczy. Pozwolę sobie to zilustrować na nieco prowokacyjnym przykładzie. Fakt, że ten przykład przytaczam nie oznacza przy tym, że podpisuję się pod przytoczonym niżej fragmentem tekstu wziętym ze względnie świeżej (2006) pracy fizyków Martina Daumera, Detleva Duerra, Sheldona Goldsteina, Tima Maudlina, Rodericha Tomulki i Nino Zanghi (tak, tak, sześciu autorów z różnych ośrodków na świecie, jest to więc coś w rodzaju manifestu). Tytuł pracy to „Przesłanie ze Świata Kwantów?” (oryg. „The Message of the Quantum?”). Abstrakt pracy brzmi tak:

 

Poddajemy krytyce spekulatywne twierdzenia że jakoby mechanika kwantowa dotyczyła głównie informacji. W naszej krytyce wykazujemy jak bezpodstawne są podobne spekulacje. Nasza analiza koncentruje się na wątpliwej wartości oświadczeniach publikowanych ostatnio przez Antona Zeilingera.”

 

Powodem tego ataku na Zeilingera była jego publikacja w Nature 438, 743-743 (2005), p.t. „Message of the Quantum”, (patrz także witryna Grupy Zeilingera na Uniwersytecie Wiedeńskim ) gdzie Zeilinger ośmielił się stwierdzić, że „nie można dokonać rozróżnienia pomiędzy rzeczywistością a naszą wiedzą o rzeczywistości, pomiędzy rzeczywistością a informacją.”

I tu naszych sześciu autorów przystępuje do zmasowanego kontrataku strzelając z dużej armaty. Cytuję:

Po takim oświadczeniu, sprzecznym z naszą intuicją, w oczywisty sposób oczekujemy poważnych argumentów za tym przemawiających. A co znajdujemy? Zeilinger stwierdza: 'Nie można odnosić się do rzeczywistości nie używając informacji, którą o tej rzeczywistości mamy'. Innymi słowy to, co możemy powiedzieć o rzeczywistości, lub lepiej, co możemy wiedzieć o rzeczywistości, musi odpowiadać naszej informacji o rzeczywistości. Lub jeszcze inaczej, to co wiemy o rzeczywistości musi się zgadzać z tym co wiemy o rzeczywistości. Czy Zeilinger rzeczywiście wierzy w to, że tego rodzaju tautologia może mieć jakieś interesujące konsekwencje?”

Jak widać fizycy są ostrzy w słowach. Ale to jeszcze nie wszystko, przygotowywany jest bowiem wystrzał z jeszcze grubszej rury. Posłuchajmy więc. Najpierw czytelnik zostaje przygotowany przez wykręcenie kota ogonem:

Samo pojecie wiedzy i informacji wymaga specjalnego rodzaju związku pomiędzy poznającym a przedmiotem poznania. Zatem 'rozróżnienie rzeczywistością i naszą o niej wiedzą' nie tylko może ale i powinno być zrobione. Musi być zrobione jeśli nasze pojęcia wiedzy i informacji mają mieć jakikolwiek sens.”

 

Po czym następuje potężny wystrzał, które raz na zawsze ma uciszyć kolegę Zeilingera.

W czasie gdy siły ciemnoty w Ameryce są zaangażowane w kampanię przeciwko teorii ewolucji na rzecz Teorii Inteligentnego Projektu (Intelligent Design) warto chyba zapytać Zeilingera w jaki to mianowicie sposób jego idea, że nie ma różnicy pomiędzy informacją a rzeczywistością może być zgodna z powstawaniem układów przetwarzających informację, takich jak np my sami, z nieożywionej rzeczywistości? I warto być może także zapytać wydawców Nature jak to się stało, że podczas gdy publikacje dotyczące Intelligent Design są gromadnie odrzucane w recenzowanych czasopismach, to esej Zeilingera odrzucony nie został.”

Foto: Sheldon Goldstein w czasie dyskusji okrągłego stołu na konferencji w której materiałach ukazał się artykuł polemizujący z publikacja Zeilingera:

goldstein

Argument fizyków doprawdy godny. A żeby było śmiesznej: autorzy polemiki sami pracują nad rozwinięciem teorii „fali pilota” zaproponowanej przez Louis de Broglie'a. Zapominają przy tym słowa samego de Broglie'a, który w swej książce „Materia i Światło” (1937) pisał m.in. tak (tłum. z franc. moje):

Same pojęcia przyczynowości i indywidualności muszą być poddane ponownemu przeegzaminowaniu z czego niewątpliwie wyniknie poważny kryzys dotykający podstawowych zasad naszego pojmowania rzeczywistości fizycznej. Bez wątpienia będzie to miało konsekwencje filozoficzne których do dziś nie jesteśmy w stanie objąć myślą.”

Po tej małej dygresji powróćmy do lektury Stengera.

Rozważymy różne modele w których założymy, że Bóg posiada specyficzne atrybuty, które mogą być sprawdzone doświadczalnie. To znaczy że, jesli Bóg o takich atrybutach istnieje, to winny mieć miejsce pewne zjawiska i powinny być obserwowalne. Każde niepowodzenie takiego testu winno być uważane za klęskę danego modelu.”

Świetnie, ale czego to dowodzi? Dowodzi jedynie ograniczoności konstruktora tych modeli. Niczego więcej.

Przejdźmy teraz do kolejnego argumentu Stengera, argumentu „przez głosowanie”. I tak Stenger pisze:

W ankiecie przeprowadzonej w r. 1988 jedynie 7% członków Amerykańskiej Akademii Nauk. Elity amerykańskich uczonych, stwierdziło, że wierzy w osobowego Boga (oryg. Personal God).”

Przyjrzyjmy się zatem jak to było naprawdę z tą ankietą i na ile jest ona reprezentatywna. Jej opis, historię i wyniki można znaleźć w necie.

Autorami ankiety byli Edward J. Larson i Larry Witham, historyk i dziennikarz. (Patrz: „Czołowi naukowcy wciąż odrzucają Boga” - Leading scientists still reject God, Nature, Vol. 394, No. 6691, p. 313 (1998))

Jak przyznają nie byli zadowoleni z wyniku ankiety jaką przeprowadzili w roku 1996-tym, wyniki jej bowiem niewiele się różniły od wyników innego badania opinii publicznej, jeszcze z roku 1914-go, przeprowadzonego przez psychologa H. Leuba, kiedy to okazało się, że 58% amerykańskich uczonych i 70% „wybitniejszych uczonych” wyraża brak wiary lub wątpi w istnienie Boga. Ankieta z roku 1996-go wykazała 70% amerykańskich uczonych jako „wątpiących”. Niezadowoleni z tych wyników Larson i Witham ograniczyli więc swoja ankietę z 1998-go roku do członków amerykańskiej Akademii Nauk (US National Academy of Sciences). Odpowiedzi nadesłało jedynie 50% ankietowanych. Nie mogę znaleźć dokładnego sformułowania pytań w ankiecie, dotyczyły one jednak wiary lub niewiary w „osobowego Boga”. Angielski termin „personal God” jest nieco rozmyty. Jedni będą go rozumieć jako „Bóg który istnieje jako osoba”, inni jako „Bóg, który interesuje się sprawami ziemskimi”, jeszcze inni jako „Bóg który ingeruje w s prawy osobiste”. Zwątpienie w istnienie takiego Boga wyraziło 72.2% spośród tych, którzy nadesłali ankiety. Jest w tym krótkim liście do Nature więcej liczb, ponieważ pochodzą jednak z jednej tylko ankiety przeprowadzonej w raczej koślawy sposób, nie będę ich analizował. Zainteresowany Czytelnik może je sobie obejrzeć w sieci.

Na ile wynik cytowany przez Stengera jest wiarygodny jeśli idzie o procent uczonych wykazujących zwątpienie?

W latach 2005-2007 socjolog Elaine Howard Ecklund przeprowadziła badanie opinii publicznej zatytułowane „Religia wśród Naukowców Akademików”. Pierwszy artykuł zdający sprawozdanie z wyników został opublikowany w czasopiśmie fachowym „Social Problems”, Vol. 54, No. 2. Omówienie tych wyników dostępne jest w sieci, w artykule p.t. „Naukowcy może i nie są zbyt religijni, lecz nie z powodu nauki” („Scientists May Not Be Very Religious, but Science May Not Be to Blame”).


Notka: zamieszczone w MachinesLikeUs.com - witrynie poświęconej sztucznej inteligencji, ewolucji, poznaniu i pokrewnym problemom.

Odpowiedzi nadesłało 75% ankietowanych. Prawie 52% stwierdziło, że nie podpisują się oni pod żadną przynależnością religijną Autorzy artykułu konkludują, że powszechne mniemanie iż fakt,zostania naukowcem prowadzi do utraty religijności nie ma podstaw.

Co z tego porównania dwóch ankiet wynika? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie warto przede wszystkim zapoznać się z licznymi publikacjami poruszającym kwestię: „jak kłamać przy użyciu statystyk”. Dalej, warto w sobie wyrobić nawyk sięgania po wiele różnych źródeł, a nie pozostawać przy jednym. Jeśli idzie o sprawy istnienia czy nieistnienia Boga, to z jednej strony łatwo znaleźć liczne publikacje wskazujące na to, że nauka dowodzi istnienia Boga. Z drugiej strony mamy publikacje a'la Stenger, gdzie autorzy twierdzą iż mają niezbite dowody na nieistnienie Boga.

Czy zatem prawda leży gdzieś pośrodku? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że Stenger naciąga i przemilcza fakty tak, by te wybrane i zinterpretowane przez niego popierały z góry powziętą przez niego tezę. A skoro tak, to nie zachowuje się jak na prawdziwego naukowca przystało. Czytać go należy zatem z ostrożnością. Może i czasem powie coś słusznego, jednak wyłowienie tego co jest słuszne a co nie, jest prawie że niemożliwe gdy się nie jest ekspertem w danej dziedzinie. Są naukowcy piszący na tematy wykraczające poza ich kompetencje zawodowe, którym możemy ufać. Są też i tacy, którym ufanie byłoby ryzykowne. Victor Stenger do należy, moim zdaniem, do tego drugiego gatunku.

Spójrzmy wreszcie jak przewrotny jest Victor Stenger. W zakończeniu swojej książki pisze on:

Muzułmanina podrywającego się wraz z bombą doprowadzono do tego stanu każąc mu wierzyć, że wejdzie do nieba poprzez swój morderczy czyn. Ateista zaś, na odwrót, ten nie martwi się o życie po śmierci i nie odczuwa przymusu by zginąć wraz z bombą.”

Istotnie, weźmy np. Lenina. Ten w istocie nie chciał wysadzić siebie. Chciał wysadzić i wysadzał innych, których jego paranoidalny umysł traktował jako „wrogów”. Muzułmanin, który ginie razem z bombą robi to nie „po to by zagwarantować sobie niebo”, ale dlatego, że nie ma innej metody by walczyć z potężnym obcym najeźdźcą. Polacy oddawali swoje życia rzucając się na pewną śmierć w walce z niemieckim okupantem z tego samego powodu z jakiego rzuca się dziś na pewną śmierć muzułmanin – z desperacji. Bóg, Honor, Ojczyzna – to hasło znane jest, choć może w innej formie, nie tylko w Polsce. Cóż bowiem warte jest życie w niewoli, pod obcą przemocą? A Bóg, ten czy inny, stoi tutaj na dalszym planie.

Zapytacie Państwo pewnie po czyjej zatem stronie się wypowiadam? Nie występuję po niczyjej stronie. Choć do cytowanego przeze mnie Penfielda się nie umywam, podobnie jak on występuję po stronie Prawdy.

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura