BLOG
Myślę o nauczycielach. Zdarza się, sam to obserwowałem, że nauczyciel ma tendencję do przedstawiania się swoim uczniom jako pośrednik pomiędzy nimi a Bogiem. Bóg to Nauka i Uczeni. Nauczyciel tą naukę zna, obcuje z nią prawie że z bliska, i przekazuje ją tym maluczkim. Przez to zdobywa autorytet i ma poczucie swej ważności. Poczucie niewątpliwie użyteczne w jego nielekkim żywocie. Tylko czy jest to dobre? Dla uczniów? Dla nauki samej? W pogoni za Bogiem-Nauką nauczyciel będzie przeszukiwał najnowsze doniesienia ze świata nauki i obwieszczał je swoim uczniom jako wspaniałe nowe ODKRYCIA. Taki nauczyciel może wejść do Rady Programowej i starać się by to i owo z tego co akurat modne w tych czy innych kołach, wprowadzono do programu jako OBOWIĄZKOWE. Tylko czy jest to dobre? Dla uczniów? Dla nauki samej? Sądzę, że nie. W nauce warto pójść na jakość, nie na ilość. Jest tyle pożytecznych rzeczy, które uczy się po łebkach. Czy nie lepiej wejść w to głębiej? Czy nie lepiej naprawdę nauczyć ucznia logicznego myślenia, psychologii człowieka i społeczeństwa, odczucia piękna, tolerancji, ... Czy nie lepiej przedstawić naukę jako to czym ona jest? To znaczy poszukiwania, bez uprzedzeń, bez spoczynku.