Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
1240
BLOG

Pseudonauka

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 27

W lipcu pisałem o szczególnym przypadku “skręcenia w nauce” - o pełnej elementarnych błędów i przekrętów pracy doktora nauk chemicznych z Walii, Myrona Evansa, opublikowanej w polskim czasopiśmie fizycznym Acta Physica Polonica B. Dziś czas na uaktualnienie. Nasza praca krytyczna (współautorami są profesorowie Gerhard W. Bruhn z Uniwersytetu technicznego w Darmstadt i Friedrich W. Hehl z Uniwersytetu w Kolonii i Uniwersytetu of Missouri-Columbia ) została przyjęta do druku w Acta Physica Polonica B i powinna się ukazać w styczniowym numerze czasopisma. Póki co jej uaktualniona wersja jest dostępna jako preprint z archiwum prac naukowych na Uniwersytecie Cornel.

 

Muszę przyznać, że redakcja Acta Physica Polonica stanęła na wysokości zadania i w prywatnej korespondencji redaktor naczelny czasopisma, prof. K.Z., napisał do mnie, że w istocie popełniono dwa błędy: po pierwsze nie należało pracy Evansa w ogóle publikować, po drugie zaś powinno mu się było umożliwić wgląd w naszą pracę krytyczną – czego nie zrobiono. Napisał też, że popełniono by błąd trzeci przejmując się zbytnio tym, co dr Evans wypisuje w swym półprywatnym blogu na temat redakcji czasopism naukowych, cenzurowania itp. I tu pojawia się trudny temat: co robić z pseudonauką?

 

 

Przede wszystkim kto jest uprawniony do klasyfikowania publikacji jako naukowe lub pseudonaukowe? Sprawa jest stosunkowo prosta gdy idzie o publikacje przeznaczone do druku w recenzowanych czasopismach specjalistycznych. Recenzenci powinni zbadać pracę pod kątem błędów w sztuce i błędów merytorycznych. Niestety recenzenci często tego nie robią. Czasem z lenistwa, czasem z powodów osobistych. Czasem prace idą do druku bez żadnej recenzji, czasem recenzent jest uprzedzony w tą lub inną stronę, czasem jest po prostu niedouczony. Znanym, nagłośnionym przez media i w internecie przykładem mogą tu być publikacje moich dobrych znajomych, braci Igora i Grichki Bogdanov. Igor i Gricka są, moim zdaniem, świetnymi popularyzatorami nauki, mają też dużą wiedzę i oryginalne idee. Poświęcili dziesięć lat na studia, które doprowadziły ich do uzyskania tytułów doktora nauk fizycznych i matematycznych. A jednak ich prace opublikowane przez renomowane czasopisma jak „Annals of Physics” czy „Classical and Quantum Gravity” nie powinny się były, moim zdaniem, nigdy ukazać w druku w formie w jakiej się ukazały. Recenzenci nie spełnili swojej roli. Przypuszczam, że działała tu prosta choć smutna zasada, mianowicie recenzent rozumował tak: „skoro praca używa wymaganych słów kluczowych i pracy nie rozumiem, zatem praca jest na poziomie innych prac wielce sławnych ludzi, których też nie rozumiem.” Recenzenci dość często tak postępują i mam, niestety, kolegów, którzy tak właśnie redagują swoje prace, by recenzentów w taką pułapkę złapać. Zatem prace Igora i Grichki nie były niczym wyjątkowym. Jak napisał mój kolega z Laboratorium Fizyki Teoretycznej CNRS w Marsylii: „prace Igora i Grichki nie są ani lepsze ani gorsze niż wiele innych publikowanych prac, które widziałem.” No i co się stało? Ano Igor i Grichka wpadli w oko Johna Baez i ten nagłośnił sprawę w internecie i w mediach. Rozpętała się bezprecedensowa nagonka. Tyle, że nie jak najbardziej potrzebna nagonka na recenzentów, lecz nagonka na bogu ducha winnych na autorów prac, które recenzenci dopuścili do druku. W rezultacie czasopisma naukowe złożyły publiczne przeprosiny i .... dalej publikują kiepskie prace i nie dopuszczają do druku prac dobrych lecz „nietypowych”. Czy ktoś się czegoś nauczył? Jak pokazuje np. ostatnie doświadczenie z Acta Physica Polonica, nic się tu nie zmieniło. I raczej nic się nie zmieni, chyba że zadziała „efekt motyla”.

 

Sprawa braci Bogdanov nie należy wszak do działu „pseudonauka”. Należy raczej do działu „śpiący naukowcy”, bo winę ponoszą tu tylko i wyłącznie recenzenci. Jak napisałem wyżej, Igor i Grichka są moimi dobrymi znajomymi. Żeby nie być gołosłownym, oto zdjęcie ze studia gdzie Igor i Grichka nagrywali program popularno naukowy dla kanału telewizyjnego France2, zrobione w lutym tego roku.

 

 

France2

  

 

Napisałem też przedmowę do ich popularno naukowej ksiązki „Avant le Big Bang”. Mój znajomy, raczej krytycznie nastawiony profesor matematyki na uniwersytecie w Tuluzie, twierdzi, że nie znalazł w mojej przedmowie niczego z czym by się nie zgadzał. Ale działalność popularno naukowa to jedna rzecz a standardy publikacji naukowych to rzecz inna. Ważne by odróżnić jedno od drugiego i zachować zimną krew i obiektywizm. Dwa tygodnie temu otrzymałem miły list od profesora Raymonda Streatera, znanego wielu fizykom teoretykom jako współatora, z Arthurem Wightmanem, monografii „PCT, spin, statistics and all that”. Prof. Streater pisał do mnie tak (tłum. z angielskiego):

 

 

„Czytałem twoją korespondencję z braćmi Bogdanov zamieszczoną w internecie; przeprowadzałeś tam ustny egzamin z nimi. Myślę, że spisałeś się bardzo dobrze.



Twój wniosek, że bracia Bogdanov nie rozumieją matematyki, jest niewątpliwie słuszny. Nie zdali bowiem sobie sprawy z tego, że można było dać na twoje pytanie odpowiedź dużo łatwiejszą aniżeli nieprzemienna wersja podpowiedziana im przez ich doradcę.”


Tyle o „kiepskiej nauce”. Pseudonauka to sprawa poważniejsza. Pseudonaukowcy to często psychopaci – ludzie nabierający innych, dla pieniędzy, nie posiadający sumień. Mój znajomy (i współautor) z uniwersytetu technicznego w Darmstadt, prof. Gerhard Bruhn, ma za swoje hobby tropienie takich pseudonaukowców i publiczne obnażanie ich przekrętów. W swojej witrynie bierze on na tapetę szalbierstwa homeopatów (co nie znaczy, że sama idea homeopatii jest fałszywa),
twórców perpetum mobile, wynalazców urządzeń produkujących „darmową energię”, oraz „uczonych” reprodukujących odkrycie genialnego wynalazcy Nicola Tesli - „podłużne fale elektromagnetyczne”. Z ciekawości przyjrzałem się jednemu takiemu przypadkowi. Rzecz idzie o „odkryciu” inżyniera Konstantina Meyla, profesora uniwersytetu w Furtwangen. Konstanin Meyl odkrył i sprzedaje urządzenie do przesyłania „podłużnych fal elektromagnetycznych” (scalar waves)
oparte, jak twierdzi, na odkryciu Nicola Tesli. Urządzenie kosztuje „jedynie” 9.860,00 EUR. Mniejszy pakiecik do samodzielnego zbudowania i eksperymentowania można kupić tylko za 800 EUR. Zaś DVD z konferencji jaką miał profesor Meyl parę lat temu w Waszyngtonie ("The First Nikola Tesla Energy Science Conference & Exposition" on 8-9 November 2003 ) kosztuje już tylko 25 EUR. Na video widzimy demonstrację urządzenia przesyłającego „fale skalarne”:
 

Meyl "fale podłużne" 0

 



Sygnały przechodzą ze sfery po lewj do sfery prawej. Co więcej, jak to demonstruje Meyl, nie da się ich ekranować. Nawet klatka Faradaya nie pomoże:
 

Meyl - fale podłużne 1

 


Sygnały, w dodatku, rozchodzą sie „szybciej niż światło”. Dlaczego? Profesor meyl wyjaśnia dlaczego: urządzenie po lewej emituje sygnały o częstości 4.7 Mhz, zaś sygnał odbierany ma częstość 7.0 Mhz. Rachunek jest prosty: 7.0/4.7=1.5 – czyli sygnały rozchodzą się z prędkością półtora razy większą od prędkości światła!!! Jednak prof. Meyl nie pokazał na video wszystkiego. Prywatna fundacja „Institut für Gravitationsforschung“ (IGF)  zakupiła urządzenie Meyla i przeprowadziła niezależne badania, których wyniki opublikowała. Otóz urządzenie to wygląda tak:
 

Meyl - fale podłużne 2

 


Czego Meyl nie pokazał na video, to przewód łączący nadajnik z odbiornikiem. W czasie konferencji przewód ten najwyraźniej ukrywał się pod serwetą lub zwisał za stołem. Sześciu autorów pracy krytycznej (T. Junker, C. Schmelzer, T. Senkel, H. Weidner, P. Winkels, E. Zentgraf) z IGF konkluduje tak:
 

„Keine der Hypothesen, die nach Prof. Meyl mit dem Experimentierset experimentell nachprüfbar sind, können von uns bestätigt werden. Die Effekte, die Prof. Meyl beschrieben hat, können alle im Rahmen der klassischen Elektrodynamik durch stehende Wellen auf einer Lecher-Leitung erklärt werden.“

Krótko:
 

„Żadna z hipotez prof. Meyla nie potwierdziła się w naszych eksperymentach. Wszystkie zaobserwowane efekty można wyjaśnić w ramach klasycznej elektrodynamiki.“

Mamy tu dwa zdania. Zdanie pierwsze mówi o negatywnych wynikach doświadczeń. Mamy prawo wierzyć, że autorzy te doświadczenia wykonali i rzetelnie opisali. Ich publikacja zawiera dokładny opis i dane liczbowe z przeprowadzonych doświadczeń. Zdanie drugie mówi, że wszystkie zaobserwowane efekty można wyjaśnić przy pomocy standardowych teorii. Autorzy nie przedstawili żadnego dowodu na poparcie tej ostatniej tezy.

I tak to już jest w wielu podobnych przypadkach. Mamy tendencję do nadmiernego upraszczania naszych rozumowań. Powiedzmy, że mamy dwa stwierdzenia, stwierdzenie A i stwierdzenie B. Mamy również stwierdzenie złożone „A i B“. Ktoś nam dowodzi, że A jest fałszywe i dodaje, że „A i B“ jest również fałszywe. Skłonni jesteśmy wtedy domniemywać, że zapewne B jest też fałszywe. Tymczasem wcale tak być nie musi. Mając umysły krytyczne lecz otwarte wnioskujemy jedynie: „o B absolutnie nic nie wiadomo“. Mamy tendencję do widzenia wszystkiego w kategoriach czarno-białych. Bo to upraszcza nasze życia, nasze myślenie, bo uwalnia nas to od konieczności ciągłego główkowania. Tymczasem życie nie jest ani czarne i białe. Jest złożone. Dlatego, jak sądzę, jest ciekawe. Dlatego jest, lub może być, nieustanną przygodą.

 

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura