Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Nawet dobry strzelec czasem spudłuje. Trafi nie tam, gdzie należało, może szkód narobić. Strzelając ryzykujemy. Ale nie ma prawdziwego postępu bez ryzykowania i bez pudłowania – byle nie za często.
Zacząłem dziś pisać dokończenie notki poprzedniej. Materiał niby miałem przygotowany, obliczenia gotowe. Ale, jak to zwykle miewam w zwyczaju, dobrze jest, gdy się okazja ku temu nadarza, sprawdzić obliczenia, najlepiej jakąś inną metodą, na przykład idąc od końca miast od początku.
No i masz ci los! Nie zgadza się. Spodziewam się jednego a wychodzi drugie. Bo tak to już jest z naukowcami, że zawsze się czegoś „spodziewają”, czegoś oczekują. Jak wyjdzie – to dobrze. Jak nie wyjdzie – to jeszcze lepiej, bo oznacza to, że nasz mechanizm spodziewania jest wciąż wadliwy, że oto nadarza się zesłana nam przez Niebiosa okazja, by wprowadzić doń poprawki.
Wyszło mi „prawie” to, czego się spodziewałem, ale nie całkiem. Bo jakoś poprzestawiane. Wracam więc na powrót do moim pierwotnych obliczeń. Sprawdzam krok po kroku – błędu nie widzę. Liczę dwiema metodami. Każda, sprawdzana krok po kroku, wydaje się być poprawną. A jednak prowadzą do różnych wyników. Co za bies?
Ale, ale …. W pierwszej metodzie miałem pewien wybór. Miałem równanie kwadratowe i do wyboru dwa pierwiastki. Wybrałem jeden. Wydawałoby się wybrałem rozsądnie. Nawet robiłem wykres by sprawdzić czy wybrałem pierwiastek właściwie. Ale dziś nie pamiętam już tego, czemu wtedy sądziłem, że wybrałem właściwie.
Więc, na pałę, wybieram ten drugi pierwiastek i sprawdzam do tego to teraz prowadzi.... O dziwo teraz obydwie metody dają ten sam wynik. I trzecia metoda też daje sam wynik.
Zamieniam znak w formule na v z minusa na plus. Mógłbym ten nieszczęsny minus po prostu wymazać. Ale lepiej dodać pionową kreskę i zmienić minus na plus. Ku pamięci. Ku przestrodze.
To wszystko kojarzy mi się z długą i dość zaciekłą dyskusją z Waligórą pod notką poprzednią. Nalegałem tam na to, że gdy mamy możliwości wyboru, nie należy wybierać jednego i przy tym jednym wyborze obstawać. Że wybory są darami Niebios. To tak jak ze znajdowaniem drogi w labiryncie. Wybieramy jedną i przez długi czas nas pięknie prowadzi. Aż dochodzimy do ściany zamykającej drogę. Bicie głową o ścianę nie na wiele się zda. Trzeba zawrócić, jeśli damy rade i nie padniemy ze znużenia, i spróbować od początku, ale tym razem inaczej.
Różni ludzie piszą, że jak się już na coś zdecydujemy, należy się tej decyzji trzymać z uporem (Chlubił się tym np. Gurdżijew). Mają swoje powody by tak pisać. Jest w tym sporo racji. Ale nie jest to cała racja. Większa racja jest taka: Trzeba wiedzieć, kiedy się podjętej decyzji trzymać, a kiedy chybioną drogę czy metodę porzucić i wybrać inną. Bo ludzie są omylni. Tylko Bóg się nie myli.
Posłowie: W wyniku dyskusji poniżej okazało się jednak, że błędu nie popełniłem. To znaczy popełniłem błąd myśląc, że popełniłem błąd!.