Chaos i porządek. Porządek i chaos. Dwie kategorie. Zbyt wiele chaosu w życiu – niedobrze. Kompletny jego brak – niebezpiecznie. W moim w miarę uporządkowanym życiu zaszły w ostatnich miesiącach zmiany. Porządek się zawalił. Rozpanoszył się chaos. Były ku temu obiektywne przyczyny. Zawsze w takich przypadkach są. Nastąpiły obiektywne zmiany. Wraz ze zmianami obiektywnymi zaczęły się dokonywać, choć z opóźnieniem, zmiany subiektywne – zmiany w moim postrzeganiu świata, zmiany w moich reakcjach na wydarzenia. Późno, bo późno, ale na naukę nigdy nie jest za późno.
Dwóch moich dobrych przyjaciół, jeden matematyk, inny fizyk, odeszło w cień. Już moimi przyjaciółmi nie są, ani ja ich. Zerwałem te znajomości. Oczywiście za to zapłaciłem. Ale zapłacić warto było. Rzecz w moich przesadnych skłonnościach do kompromisów. Nawet tutaj, na blogu, parę w razy podkreślałem, że nie wszystko należy widzieć jako czarne lub białe. Że są odcienie szarości, że jest cała tęcza kolorów, że każda rzecz, gdy się ją dogłębnie zbada – okazuje się mieć głębię. Niby to prawda, ale prawda to niebezpieczna. Doszedłem do wniosku, że w moim życiu byłem zbyt tolerancyjny. Tolerowałem wątpliwe cechy u innych, starałem się jakoś usprawiedliwić ich zachowanie, nawet gdy oceniałem je negatywnie. Starałem się iść na kompromis. A teraz widzę, że to moje szukanie usprawiedliwienia dla niecnych zachowań innych ludzi było moim chytrym wybiegiem by usprawiedliwiać również i moje wady.
Na przykład: Niby chcę się codziennie rano gimnastykować. Porcja jogi, stójka na głowie, trochę innych ćwiczeń. Aloe często wstawałem rano i mówiłem sobie: „dzisiaj odpuszczę, nic się nie stanie ....”. A następnego dnia odpuścić było już łatwiej, a wziąć się w garść było trudniej. Więc moje wybaczanie innym było chytrym narzędziem by wybaczać i sobie.
Dziś już jest lepiej. Zaczynam więcej rozumieć, więcej widzieć. Wychodzę z chaosu. Ale tak na dobre, to wyjście z ciemności nastąpiło dopiero kilka dni temu. Czy się utrzyma? Myślę, że tak. Ode mnie to zależy, a jestem zdeterminowany.
Moje aktualne hasło zatem, to: „Bez taryfy ulgowej”. Przy okazji: od wielu lat miewałem powracający temat w mych snach: jadę czy to koleją, czy pociągiem, zjawia się kontroler, a ja szperam gorączkowo po kieszeniach i nie mogę znaleźć biletu. Sen ten ma jakąś podstawę, bo w młodości faktycznie kontroler złapał mnie w tramwaju na jeździe bez biletu, no i spisali moją szkolną legitymację. Ale dlaczego ten temat powraca? Coś tam siedzi w mojej podświadomości, jakaś myśl, jakieś ostrzeżenie, siedzi i nie chce wypłynąć, chyba, że symbolicznie, w snach. Chcę zatem z tym skończyć. Skończyć z szukaniem powodów do przyznawania sobie ulg, koniec z jazdą bez biletu – bo „jakoś to będzie”.
Z tym „jakoś to będzie” miałem zresztą ostatnio przeprawę. Narozrabiałem w rejestrze mojego peceta, w przypływie chęci „poprawiania” usunąłem też stare kopie rejestrów – no i klops. W dodatku padł mi dysk z kopiami partycji. Padł po roku używania terabajtowy Samsung. To i owo dało się jakoś z niego uratować, ale mnóstwo straciłem. A przecież tak być nie musiało. Miałem potrzebną wiedzę. Tylko z niej nie korzystałem. „Jakoś to będzie” - mówiłem sobie. „Ryzyk-fizyk”. No i masz babo placek. Nowy dysk zamówiłem, ma przyjść za tydzień. A ja, tymczasem, zaprowadzam porządek wokół siebie. Chaosu było dość.