Około roku 1865, sześć lat po tym jak Darwin opublikował swe słynne dzieło „O powstaniu gatunków”, Alred Russel Wallace, którego cechował umysł bardziej otwarty niż to miało miejsce z Darwinem, zainteresował się na dobre badaniem właściwości umysłu ludzkiego nazywanych „nadprzyrodzonymi”, ku czemu Darwin nie przejawiał żadnego zainteresowania. Darwin wszystko wiedział z góry, odmawiał zatem przyjrzenia się faktom. Po prostu go to nudziło.
„Stoję na brzegu morza zadumany nad tym zadziwiającym światem, ja-wszechświat atomów, jak jeden atom w tym ogromnym wszechświecie. Dlaczego? Po co?”.
Tak pisał Richard Feynman, słynny amerykański fizyk i laureat nagrody Nobla, w swej książce „Pan raczy żartować, panie Feynman!” - Przypadki ciekawego człowieka. Darwin, jak i zresztą wielu innych zajmujących ważne stanowiska w społeczeństwie, w przemyśle, i w polityce, nie zadumywali się i nie chcieli się zadumywać.
A oto co zaszło.
Tytuł dość długi, w tłumaczeniu na polski brzmi mniej więcej tak: „Naukowe aspekty zjawisk nadprzyrodzonych: wraz z zaleceniem dla ludzi nauki by zainteresowali się doświadczeniami badającymi domniemane zdolności jasnowidzów i mediów”. Szło oczywiście o ludzi obdarzonych zdolnościami mediumistycznymi a nie o media w sensie środków masowego przekazu.
Wallace po prostu zwracał uwagę naukowców na zjawiska, które on sam uważał za ważne i wymagające poważnego zainteresowania nimi się przez naukę. Reakcja na ten apel Wallace's wyjawiła wiele gdy idzie o stopień ciekawości, tej samej ciekawości, która winna być główną cechą charakterystyczną naukowców.
Augustus de Morgan, matematyk brytyjski, ten sam który stworzył podwaliny współczesnej logiki (Prawa de Morgana), był jednym z tych nielicznych, którzy zareagowali zainteresowaniem. Zwierzał się, w liście do Wallace'a, że sam obserwował reakcje studentów gdy byli oni wystawiani na coś nieznanego. To po tych reakcjach, jak pisał, można było określić czy byli oni ludźmi nauki, czy też nie.