Kontynuuję moje obserwacje dotyczące problemów Nauki przez duże „N” - na podstawie książki, którą wczoraj przesłałem do wydawcy. W dwóch poprzednich notkach pisałem o tym, że jedynym godnym celem życia jest Prawda, a Nauka to jedna z dróg dochodzenia do prawdy obiektywnej i dzielonej pośród ludzi. Dziś o przeszkodach na tej drodze.
Przeszkody takie bywały w przeszłości, a dziś jest ich nawet więcej niż to bywało. Z przeszkód tych zdawał sobie sobie też sprawę znakomity francuski matematyk i filozof, Henri Poincaré. Pisał m.in.:
„I tak, by dochodzić do prawdy, trzeba być niezależnym, całkowicie niezależnym.”
Niełatwo naukowcowi być niezależnym i, prawdę mówiąc, staje się to coraz trudniejsze. Dawno minęły czasy kiedy to amtorzy wyposażeni w niezależny majątek mogli dokonywać wchodzących do historii doświadczeń i tworzyć rewolucyjne idee otwierające drogi do nowych osiągnięć nauki.
O konieczności niezależności w nauce pisał też filozof sławny brytyjski Bertrand Russell. Podkreślał on jak ważna jest w nauce swoboda wypowiadania się, zwłaszcza gdy wypowiedzi te nie są akceptowane przez „naukę głónego nurtu”. W swojej książce „Nauka i Religia” Russell pisał tak [tłumaczenie z angielskiego moje]:
„ Argument przeciwko prześladowaniu za opinie nie zależy od tego jakich usprawiedliwień będą szukać prześladujący. Tym argumentem jest to, że nikt nie zna całej prawdy i to, że odkrywanie nowych prawd odbywa się na drodze swobodnej dyskusji. Dyskusja taka jest niezmiernie trudna w warunkach prześladowania, zaś na długą metę dobro ludzkie powiększa się przez poznawanie nowych prawd, i pomniejsza się przez działanie oparte na błędach. Nowa prawda jest często niewygodna dla tych, którzy już zainwestowali [w prawdę starą]. ... Ponieważ zaś od razu nie wiadomo czy now doktryna jest oparta o prawdę, wolność dochodzenia do nowych prawd wymaga także wolności popełniania błędów.”
Po czym Russell dodał:
„W naszych czasach zagrożenie wolności intelektualnej jest większe niż kiedykolwiek w przeszłości, począwszy od roku 1600, ale bynajmniej nie pochodzi ono od Kościołów Chrześcijańskich. Pochodzi od rządów, którm, dzięki współczesnym zagrożeniom ze strony anarchii i chaosu, udało się usankcjonować metody używane kiedyś przez autorytety eklezjastyczne.”
Russell pisał te słowa w roku 1935, można by więc sądzić, że się przedawniły. Otóż moim celem tutaj jest wykazanie, że dziś są jeszcze bardziej na czasie niż kiedy pisał je Russell.
P.S. Jeśli ktoś z Czytelników ma książkę Russella "Religia i Nauka" w wydaniu polskim, będę wdzięczny za przytoczenie tych dwóch fragmentów z polskiego wydania. Moje tłumaczenie z angielskiego na polski może być nieco niezręczne.