No, był kociokwik. Zniknąłem z horyzontu. Tichy aż się zmartwił i napisał do mnie prywatnie z pytaniem co się dzieje. Gdy okazało się, że żyję – kamień spadł mu z serca.
Karola Życzkowskiego odebrałęm z lotniska i przenocowaliśmy go pierwszą noc. Przywiozł nam kiełbasę krakowską i smoka wawelskiego (niestety, pękł w drodze – jak to ze smokami bywa).
Z Polaków wykład miał też Karol Penson z Laboratorium Cieczy w Paryżu.
W czasie przerw w wykładach serwowano ciasteczka i kawę.
Wykłady były dynamiczne.
W drodze na posiłek trwały ożywione dyskusje.
Wspominano też często o zasługach innych latających Polaków.
Wieczorami wracałem do domu tracąc godziny w korkach w Tuluzie.
A tymczasem, dziś wreszczie, skończyłem jako-tako chyba nadającą się do zaakceptowania moją pracę o pięciu wymiarach, tą której terminem zakończenia był 1 listopad! Jak ktoś ciekaw – pracę wyłożyłem u siebie:
, a we wtorek powinna się pojawić oficjalnie w sieci. Pewnie jeszcze, w czasie gdy praca będzie u recenzentów, dodam parę stron – nadzorujący dla wydawnictwa (Birkhauser) znajomy (też Polak) wyraził na to prowizoryczną zgodę