W notce poprzedniej i w dyskusji pod nią wiele razy pojawiały się słowa „strach”, „straszyć”. Wrzucając w wyszukiwarkę słowa „strach”, „lęk”, „psychologia” stwierdzimy, że jest to jeden z poważniejszych problemów psychologii człowieka. Ma swoje funkcje biologiczne, niewątpliwie, ale jest też potężnym hamulcem w rozwoju człowieka.
Czytam Fiodora Dostojewskiego „Idiotę”:
Dostojewski:Idiota - Nastazja Filipowna Baraszkowa (z omówienia)
Młoda i piękna kobieta. Osierocona jako mała dziewczynka. Wychowana przez Tockiego, który później zrobił z niej swoją kochankę. Gdy się nią znudził, postanowił wyposażyć ją i wydać za mąż.
Z recenzji spektaklu w Teatrze Juliusza Słowackiego w Karkowie:
Nastasja Filipowna przejawia dziwną skłonność do kobiet, do roztaczanej przez nie aury. Ta niedostępna dla mężczyzn, niemożliwa do zdobycia bohaterka, wykazuje ogromną słabość wobec kobiet, nawet wtedy, gdy są jej największymi wrogami.
Fragment:
...
Oczywiście przy majątku i stosunkach Tockiego można było od razu popełnić jakieś małe, całkiem niewinne świństwo, ażeby uwolnić się od nieprzyjemności. Z drugiej strony było jasne, że i sama Nastasja Filipowna nie może właściwie zrobić nic szkodliwego w sensie chociażby na przykład prawnym; nie mogłaby nawet wywołać jakiegoś większego skandalu, ponieważ bardzo łatwo można by ją było w każdym wypadku unieszkodliwić. Ale to wszystko tylko wówczas, kiedy Nastasja Filipowna zdecydowałaby się działać tak jak wszyscy i jak w ogóle działa się w podobnych wypadkach, nie przekraczając w sposób zbyt ekscentryczny przyjętych w takich ramach granic. I tu właśnie przydała się Tockiemu jego zdolność trafnego oceniania ludzi: potrafił odgadnąć, że Nastasja Filipowna sama doskonale rozumie, jak dalece jest nieszkodliwa w znaczeniu prawnym, że ma jednak inne plany w głowie i... coś innego zdradzają jej błyszczące oczy. Nie dbając o nic na świecie, a najmniej o siebie (trzeba było dużo rozumu i przenikliwości, żeby się domyślić w tej chwili, że już od dawna przestała dbać o siebie, i żeby on, sceptyk i cyniczny światowiec, uwierzył w powagę tego uczucia), Nastasja Filipowna gotowa była sama siebie zgubić bezpowrotnie i bezsensownie, narazić się na Sybir i katorgę, żeby tylko dokuczyć człowiekowi, do którego czuła taki nieludzki wstręt. Afanasij Iwanowicz nigdy nie ukrywał tego, że był trochę tchórzliwy albo, inaczej mówiąc, w wysokim stopniu konserwatywny. Gdyby na przykład wiedział, że go zabiją przed ołtarzem albo też, że stanie się coś w tym rodzaju, coś bardzo nieprzyzwoitego, śmiesznego i nieprzyjętego w towarzystwie, to oczywiście przestraszyłby się, jednak nie tego, iż go zabiją i pokaleczą do krwi albo naplują publicznie w twarz itp., itp., tylko że mu się to przytrafi w takiej nienaturalnej i niestosownej formie. A przecież Nastasja Filipowna to właśnie zapowiadała, chociaż nic o tym jeszcze nie mówiła. Wiedział, że ona dokładnie go poznała i pojmowała, a zatem wiedziała, czym go uderzyć. A ponieważ małżeństwo było rzeczywiście dopiero w projekcie, Afanasij Iwanowicz ukorzył się i ustąpił Nastasji Filipownie.
.....
Minęło już pięć lat pobytu w Petersburgu i oczywiście w tak długim czasie wiele rzeczy się wyjaśniło. Położenie Afanasija Iwanowicza było niezbyt pocieszające; najgorsze było to, że raz stchórzywszy, nigdy już potem nie mógł się uspokoić. Lękał się - i nawet sam nie wiedział czego... Po prostu bał się Nastasji Filipowny.
Czytając ten fragment pomyślałem o sobie, że i we mnie może być coś z Afanasija Iwanowicza. Sięgnąłem pamięcią w przeszłość. Niby z jednej strony byłem odważny, bo publicznie mówiłem czasem rzeczy których moi koledzy bali się powiedzieć? Z drugiej strony też się nigdy nie pchałem do pierwszego szeregu odważnych. Ale czy to była odwaga? Raczej nie, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że nic mi nie grozi, no może skarcenie, no, może zablokowanie w karierze naukowej. Ale tego się tak naprawdę nie obawiałem, bo kariery sobie za bardzo nie ceniłem. Taniutka była więc ta moja „odwaga”.
Prawdziwy strach odczułem dopiero wtedy, gdy stanęła przede mną konieczność podjęcia decyzji o o zanurkowaniu w głębię całkowicie nieznaną, porucenia wszystkiego co znane, bez jakiejkolwiek możliwości racjonalnego przewidzenia przyszłości. Pamiętam, rozmyślałem wtedy tak: śmiałkowie wyruszali na okrętach w dalekie podróże, w nieznane, bez żadnej gwarancji, że im się powiedzie. Zostawiali wszystko co mieli.
Tych śmiałków było wielu. Dlaczego ja mam z tym problemy? Czego się obawiam? Nowego? Nieznanego? Niepewności? Ta myśl mi pomogła.
Przypomniałem sobie wtedy aforyzm Kafki:
Jest punkt od którego nie ma powrotu. Ten punkt należy osiągnąć.
Przeciwieństwem strachu jest odwaga – to działanie przełamujące lęk.
Z Dialogów konfucjańskich,Rozdział 17, wiersz 23:
Tzu Lu spytał:
„Czy człek szlachetny wysoko ceni odwagę?”
Konfucjusz rzekł:
„Człek szlachetny wyżej ceni prawość.
Człek szlachetny obdarzony odwagą lecz bez prawości będzie
siał niepokój. Człek małostkowy obdarzony odwagą lecz bez
prawości będzie siał nieuczciwość.”
Z ćwiczeń w książce „The Psychology of Courage”, (Psychologia odwagi), Julia Yang, Alan Milliren and Mark Blagen, Routledge 2010
(Z ćwiczenia: Zastępując postawy negatywne postawami pozytywnymi)
„Nie czekałem aż przyjdzie odwaga. Ruszyłem z miejsca i zrobiłem co było trzeba. Odwaga przyszła potem.”