W poprzedniej notce pisałem o tym jak niebezpieczną może być matematyka. Przytoczyłem, na poparcie tej tezy, przykłady kilku przedwcześnie zmarłych matematyków – wszyscy oni zajmowali się tematyką przylegającą do jednej i tej samej idei – tzw. niezmienniczości konforemnej. Wszyscy oni pracowali nad zagadnieniami nad którymi pracował jeden z najwybitniejszych matematyków XX-go wieku, Irving Ezra Segal. A jednak historia życia samego Segala (1918-1998) wydaje się przeczyć mojej tezie o niebezpieczeństwach zajmowania się pewnymi działami matematyki! Czy aby na pewno przeczy? Wręcz przeciwnie, zapalony konspiracjonista znajdzie w Segalu potwierdzenie. Wszyscy znamy powiedzenie: wyjątek potwierdza regułę. I w samej rzeczy, konspiracjonista może rozumować tak: Segal miał doświadczenie i dużą wiedzę, wiedział co wolno a czego nie wolno. Ci młodsi od niego, niedoświadczeni zapaleńcy wchodzili na ścieżki niebezpieczne, nie respektowali znaków ostrzegawczych. Kto nie przestrzega znaków i przepisów drogowych ten, wcześniej czy później, za to płaci. Ale co to znaki? Jak je rozpoznać? I gdzie jest spisany kodeks drogowy?
No właśnie, jakiegoż to kodeksu trzymał się Irving Segal? W rok po śmierci Segala pismo „Notices of the AMS” opublikowało wspomnienia studentów i współpracowników Segala. Byli to John C. Baez, Edwin F. Beschler, Leonard Gross, Bertram Kostant, Edward Nelson, Michele Vergne i Arthur S. Wightman. John Baez pisał tam tak o Segalu:
„ [Segal] Nie wierzył w Boga i był podejrzliwy w stosunku do wszelkich form zorganizowanej religii. Poszukiwanie doskonałości, przez wielu wyrażane w formie religii, u Segala wyrażało się przez fizykę matematyczną. Podchodził do tego zawsze z wielką powagą.”
Francuska matematyczka Michele Vergne, która wiele lat spędziła pracując pod kierunkiem Segala, w swojej mowie pogrzebowej nad grobem Segala powiedziała m.in.
„... Z dumą powiesiłeś w swoim gabinecie rysunek twojej córki, Karen, na którym jesteś przedstawiony jako mały diabełek. I tak było w istocie – lubiłeś prowokować. Przy tobie nie należało okazywać smutku lub przygnębienia – traktowałeś to jako przejaw słabości. Nie wolno było być chorym albo niepewnym – ściągało to na mnie twój ogień. W mojej obecności traktowałeś kobiety z otwartą pogardą, być może by sprawdzić jak na to zareaguję.”
Pojawia się więc u nas obraz Segala jako małego diabła dla którego nie ma nic ważniejszego niż fizyka matematyczna zamykająca wszystkie tajemnice świata w prostych, choć trudnych do znalezienia formułach. Czy był Segal na służbie u Jaszczurów?
Żarty – żartami, odłóżmy je na bok. Przypomnijmy natomiast stare i mądre:
Uczyć się choćby od samego diabła.
W kolejnych notkach tę naukę diabelskiego pochodzenia wyłożę.
P.S. Zainteresowanym nauką u diabła polecam stronę z witrynyTony Smith'a, gdzie udokumentowane są także moje wypowiedzi.