Od medytacji do działania – to tytuł jednego z rozdziałów książki „The Quantum and the Lotus” (Kwanty i Lotos). Autorami są Matthieu Rickard i Trinx Xuan Thuan. Temat tego rozdziału świetnie pasuje do naszej dyskusji, ale zanim przejdę do rzeczy, parę słów o autorach.
Matthieu Rickard jest z wykształcenia genetykiem, zrobił w r. 1972 doktorat w zakresie genetyki molekularnej w Instytucie Pasteura. Ale rzucił aktywną pracę naukową i został mnichem buddyjskim. W czasie pisania tej książki pisał o sobie, że mieszka w klasztorze w pobliżu Katmandu. Wikipedia podaje, że w wyniku testów na Uniwersytecie Wisconsin-Madison został uznany za „najszczęśliwszego z naukowców”. Podobno od rządu francuskiego otrzymał też medal zasługi za „pracę humanitarną na Wschodzie”, ale na czym ta praca miała polegać – tego nie wiemy. Podobnie jak nie dowiadujemy się jak się mierzy szczęście.
Drugi z autorów, Trinh Xuan Thuan, Wietnamczyk z pochodzenia, jest astrofizykiem. Edukację rozpoczynał we Francji, po czym zrobił doktorat na uniwersytecie Princeton, jest profesorem na Uniwersytecie Virginia w USA. Jego specjalnością jest astronomia pozagalaktyczna i tworzenie się galaktyk. W Wikipedii nie znajdziemy wiele więcej. Ale od siebie mogę dodać, że wsławił się m.in. tym, że podał do sądu francuskie gwiazdy telewizyjne, braci Igora i Griczkę Bogdanoff (przymierzają się do robienia habilitacji, m.in. pod moim kierunkiem),
oskarżając ich o plagiat, który jakoby mieli popełnić w ich książce „Dieu et la Science” (Bóg i nauka) zawierającej rozmowy z francuskim katolickim filozofem Jean Guittonem, plagiat na książce Thuana ”The Secret Melody: And Man Created the Universe (wydanej w języku angielskim przez Oxford University Press w r. 1995). Thuan zażądał 80000 Franków (był to rok 1991) odszkodowania. Po badaniach i interwencji Francuskiej Akademii Nauk wyszło na jaw, że to Thuan popełnił plagiat a nie bracia. Skończyło się więc ugodą - zarobili jedynie adwokaci. Tyle jeśli chodzi o osoby.
Sama książka „Kwanty i Lotos” zaczyna się Wstępem, któremu nic zarzucić nie można. Pozwolę sobie zacytować fragmenty (w moim luźnym tłumaczeniu):
„Jak powinienem prowadzić swe życie? Jak żyć w społeczeństwie? Co można wiedzieć? Nad tymi trzema pytaniami głowili się ludzie od zarania dziejów. Nasze życia powinny nam dawać poczucie spełnienia się tak, że nie będziemy żałować w chwili śmierci. Życie w społeczeństwie winno inspirować w nas poczucie uniwersalnej odpowiedzialności za świat wokół nas i za nasze własne umysły.
I te same pytania leżą u podstaw nauki i filozofii.”
Potem jest o tym, jak to nauka sama w sobie nie jest ani dobra ani zła, ale nie daje odpowiedzi na wszystkie ważne pytania, stąd potrzebna jest także duchowość. A duchowość z nauką najlepiej łączy Buddyzm. Sam Dalaj Lama zorganizował wiele spotkań i dyskusji z wybitnymi naukowcami, wszyscy ci naukowcy byli pod wielkim wrażeniem głębi umysłu Dalaj Lamy. Wydano wiele książek zawierających materiały z tych dyskusji. Szczególnie dyskutowany jest problem świadomości, umysłu, rzeczywistości itd.
Tylko co z tego wszystkiego wynikło? Abu znaleźć odpowiedź na to pytanie zacząłem książkę Kwanty i Lotus czytać od końca, od rozdziału „Od medytacji do działania”. Zaczyna się ładnie:
„Przemień siebie by przemieniać świat – tak może brzmieć motto praktykującego Buddysty.” Po czym następuje długa dyskusja o tym jak to ważnym jest przemienienie siebie zanim podejmiemy usiłowania przemieniania świata. Ale gdy przychodzi do przemieniania świata – wtedy robi się jakoś cienko. Dalaj Lama chce wszystko osiągać metodami łagodnymi, z czym nie wszyscy Buddyści się zgadzają i wielu go krytykuje za przyzwolenie na wykańczanie Tybetu przez Chińczyków. Buddyści uciekają od życia, kryją się w klasztorach i, jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów życiowych, nie są lepsi od ptaków i dzikich zwierząt. Dalej dowiadujemy się, że wiele w Buddyzmie powinno się zmienić, że bracia i siostry Chrześcijanie z ich misjami pokojowymi i edukacyjnymi robią o wiele więcej dobrego i Buddyzm winien od Chrześcijaństwa wziąć przykład. Na czym ma więc polegać rola Buddysty w świecie? Otóż powinna ona polegać na „transmitowaniu harmonii, którą odnajdują w sobie”. Więc transmitują. Tylko do ilu ta harmonia dociera? Przez ilu jest odbierana i jaki jest tego wynik netto? Czy świat staje się przez to lepszy? Och, piszą autorzy, można być buddystą i robić to, co się robi. Nie trzeba uciekać do klasztoru.
Od siebie dodam: można też robić co się robi i nie być buddystą. Jaka różnica? Gorszy wynik w testach na szczęśliwość? To wszystko?